Pod górkę z burką
Lipcowe ataki terrorystyczne na Londyn spowodowały lawinę artykułów i programów telewizyjnych poświęconych brytyjskim muzułmanom. Tematy tolerancji, wielokulturowości i demokracji wałkowano bez końca. Wszyscy sprawcy zamachów i odpowiedzialni za wypranie ich mózgów ekstremalni imamowie byli mężczyznami, czasem odnosiło się więc wrażenie, że społeczność muzułmańska jest biologicznym fenomenem, gdyż składa się wyłącznie z mężczyzn.
Temat roli i pozycji kobiety w islamie został, co jest już niemal regułą, pominięty. Kontrowersje wzbudziła także niedawna wypowiedź żony premiera, a zarazem wybitnej prawniczki specjalizującej się w prawach człowieka, Cherie Blair, która oznajmiła, że stan praw kobiet w krajach islamskich pozostawia wiele do życzenia, choć dałabym sobie uciąć rękę za to, że wiele osób w zaciszu własnych domów zgodziło się z nią.
Pamiętam moją pierwszą wizytę w Londynie, ponad 10 lat temu – wtedy po raz pierwszy zobaczyłam na żywo muzułmankę. Tzn. zobaczyłam jej oczy, bo reszta była szczelnie zakryta czarną tkaniną. Pomyślałam wtedy, że to widok zupełnie nie pasujący do miasta chlubiącego się swoim liberalizmem i tolerancją. Mijające lata i wielokrotne wizyty, a potem dłuższe zamieszkanie w Londynie nie zobojętniły mnie na widok całkowicie zasłoniętych kobiet, zwykle idących parę kroków za mężami ubranymi na zachodnią modłę. Wciąż myślę, że to obrazek nie do zaakceptowania. Uważam, że jest on uniwersalnie nie do przyjęcia. Nie potrafię go zaakceptować w Anglii, nie mogłabym go też zaakceptować w żadnym europejskim kraju. W XXI wieku, w kraju, którego historia, tradycja i obyczaje są zakorzenione w europejskiej myśli, kobieta zakutana w obszerną szatę i ukrywająca swą twarz na londyńskiej ulicy jest zgrzytem. To widok, który odbiega od społecznie przyjętej normy. I nie chodzi o normę dotyczącą wyglądu, wszak moda czasem nakazuje noszenie najdziwniejszych ubrań, ale normy związane z wolnością i prawami kobiet.
Nawet jeśli te kobiety zakrywają twarz z własnej woli, bo na pewno w wielu przypadkach tak jest, i wcale nie chciałyby odkryć twarzy, gdyby je o to poprosić, czuję, że to nie jest w porządku. Nie w porządku wobec nich i nie w porządku wobec społeczeństwa, którego są częścią. Noszenie burki to brak szacunku dla europejskich zwyczajów, tak jak brakiem szacunku jest nie zdjęcie butów przez Europejczyka odwiedzającego meczet. Od drobnostek po poważne sprawy, są pewne zachowania, których należy unikać. Nie powinno się nosić butów w meczecie, pluć na chodnik, zrywać kwiatów z parkowej rabaty. Społeczna presja, obywatelska niezgoda na łamanie norm współżycia zapewnia nam świat, w którym większość ludzi tych reguł przestrzega.
W przypadku kobiet mieszkających w Europie, ale noszących burki, ten mechanizm niestety nie zadziałał. Presja społeczna powinna przeciwdziałać presji, którą wywiera na kobietę jej wspólnota religijna i która antagonizuje ją wobec społeczeństwa, w jakim żyje. Jest to społeczeństwo w pełni respektujące prawo do wolności religijnej ludzi wszystkich wyznań. Ale ta wolność ma swoje granice: nie obejmuje prawa do poligamii czy genitalnego kaleczenia dziewczynek. Tolerancja dla mniejszości kończy się tam, gdzie zaczyna się dyskryminacja, np. aprobowanie wyższego wykształcenia dla chłopców, lecz odmawianie takiej samej edukacji dziewczętom.
Muzułmanie cieszą się w Wielkiej Brytanii taką samą wolnością praktykowania swej wiary, co chrześcijanie czy buddyści. „Wolność” kobiet do zakrywania swej twarzy nie ma jednak nic wspólnego z wolnością religijną. Powodem, dla którego kobiety zakrywają swe twarze, jest „skromność” – jej brak bowiem „rozpala” mężczyzn. Nie potrafię się oprzeć wrażeniu, że przekonanie, iż tylko kobiety noszące burki są „przyzwoite”, jest niebezpieczne. Od tego blisko już do przeświadczenia, że to kobiety są odpowiedzialne za popęd seksualny mężczyzn, zatem jeśli kobieta NIE będzie ubierać i zachowywać się skromnie i np. zostanie zgwałcona, to będzie jej wina. Taki pogląd był dość rozpowszechniony i gdzieniegdzie nadal pokutuje w świecie zachodnim – ofiara gwałtu, która w czasie ataku miała na sobie krótką spódnicę albo piła przedtem alkohol spotyka się często, zamiast ze zrozumieniem i pomocą, z pouczeniami ze strony policji. Wyroki dla gwałcicieli są wciąż bardzo niskie, chyba że gwałtowi towarzyszyło bicie i znęcanie się nad ofiarą, wtedy sprawcę traktuje się z większą surowością – agresja „jedynie” seksualna jest wciąż postrzegana jako mniejsze przestępstwo niż przemoc fizyczna.
W nowoczesnych, zachodnich społeczeństwach kobiety nie osiągnęły jeszcze pełnego równouprawnienia. Ale kultura, w której kobiety wierzą, że ich ciała stanowią zachętę do seksualnych napaści i w związku z tym muszą być całkowicie zakryte, to kultura, w której kobieta jest zredukowana do obiektu seksualnego, i tym samym cofa nas na drodze do osiągnięcia równości o wiele lat.
Kobiety, które noszą tradycyjne okrycia, bronią ich, twierdząc że zakrywają swe ciała z własnej, nieprzymuszonej woli. Ale to dla mnie argument nie do przyjęcia – współpraca z wrogiem nie oznacza przecież, że to wróg ma rację.
W jakim świetle konieczność ukrywania „grzesznych” kobiecych ciał stawia mężczyzn? Skoro widok obcej kobiecej twarzy tak ich rozpala, widać mężczyźni są pozbawionymi samokontroli, poddanymi dyktatowi własnego popędu bestiami. Klerycy nakazujący noszenie burki obrażają zatem godność mężczyzn.
I cokolwiek mówią oni na temat „nieskromności”, zakrywanie twarzy jest zewnętrzną manifestacją podrzędnego statusu kobiet. Dlatego w dzisiejszych czasach nie ma na to miejsca, tak naprawdę w żadnym miejscu na świecie, a już z pewnością nie na ulicach Europy.