Kreacje Houellebecqa
Podobno jesteśmy potomkami optymistów, jak rzecze jedna z teorii psychologicznych. W końcu pewien optymizm był naszym przodkom potrzebny, żeby przetrwać i rozmnażać się w czasach wojen, zaraz i innych plag. Okazuje się jednak, że jakieś smutasy przetrwały. Niektóre nawet mają się całkiem dobrze, wręcz – znakomicie. Żywym dowodem zwycięskiego nihilisty i przebojowego neurotyka jest Michel Houellebecq – modny, francuski pisarz.
Od kilku lat udaje mu się być „na fali”, zdobywa nowych czytelników, dzieli krytyków na obozy „gorących zwolenników” i „skrajnych przeciwników”, o jego książkach chętnie dyskutują w kawiarniach studenci literatury. Jednym słowem – sukces. Na który zresztą pracuje on nie tylko swoimi książkami, ale staranną promocją własnej osoby, kreując się na skandalistę i oryginała (opowieści o skomplikowanym dzieciństwie, nagłe zniknięcia połączone z plotkami o przystąpieniu do sekty etc.).
Skoncentrujmy się jednak na jego powieściach, wydanych w ciągu ostatnich 10 lat (Cząstki elementarne, Platforma, Możliwość wyspy). Łączy je konsekwentne przedstawianie współczesnego świata i człowieka. Świata plugawego i pozbawionego jakiejkolwiek nadziei, w którym ludzie poruszają się w ograniczonej sferze biologicznych, najniższych instynktów.
W tym świecie toczy się walka o przetrwanie, o zwycięstwo – osobników nie posiadających żadnych wyższych celów, ogarniętych konsumpcjonizmem i rozpasaniem. Ich egzystencja jest zresztą pozbawiona sensu, ponieważ wkrótce z pewnością nastąpi upadek ludzkości i koniec świata. Wszyscy wypadają w tej wizji fatalnie: kobiety, mężczyźni, społeczeństwo jako całość. Przy czym mężczyźni są skurczybykami, a kobiety nieszczęsnymi ofiarami (poza zimnymi i wyrachowanymi nastolatkami kuszącymi samców młodymi ciałami).
Mężczyźni są zdeterminowani walką o dostęp do samic (wygrywają samce alfa, zajmujący wysokie miejsce w drabinie społecznej), kobiety mają wartość o ile są atrakcyjne i młode (która to młodość kończy się u tych co lepiej zakonserwowanych na parę lat przed 40-tką.) Generalnie wszyscy mają przechlapane, choć kobiety trochę bardziej, bo ich młodość i okres rozpłodu trwa krócej. Dlatego też bohaterki powieści Houellebecqa, będące partnerkami bohaterów głównych, rozumiejąc te nieuchronne zależności i kolej rzeczy, ze wstydem odsuwają się w cień, opuszczając partnera i udając się na odludzie, gdzie już do reszty popadają w degradację, pijąc i tyjąc, ewentualnie z miejsca popełniają samobójstwo. Bohater współczująco przygląda się temu z boku, kiwa głową i oddaje się rozkoszom cielesnym z młodszymi kobietami, najlepiej bardzo młodymi – o ile go chcą. Jeżeli go nie chcą jest to źródłem nieopisanych cierpień i traumy. Zdolność do nawiązania jakichkolwiek głębszych relacji uczuciowych między ludźmi, czy podejmowania działań dyktowanych szlachetniejszymi ideami, niezdeterminowanych całkowicie popędami u Houellebecqa nie istnieje.
Naturalnie jakiekolwiek udowadnianie, że jest inaczej, staje się bezcelowe, chyba że mamy akurat ochotę na gorącą, akademicką dyskusję. Ostatecznie przykładów na potwierdzenie tez Houellebecqa nie trzeba daleko szukać, wystarczy rozejrzeć się wokół, podobnie jak argumentów na dowód czegoś całkiem odwrotnego, co każdy człowiek po ukończeniu osiemnastego roku życia raczej już wie. Niebezpieczeństwo może grozić tylko ludziom pogrążonym akurat w depresji czy dorastającym nastolatkom, którym chwilowo może być trudno to zauważyć. Tak wybiórcze i jednostronne potraktowanie świata sprawia, że nie trzeba go specjalnie bronić, broni się on sam, kiedy po przeczytaniu ostatniej strony zamkniemy książkę, rozejrzymy się wokół i – odetchniemy z ulgą. Mój problem z Houellebecqiem jest raczej taki, że wyczuwam w nim fałsz.
Czy pisarz rzeczywiście ma coś czytelnikom do zakomunikowania i choć zafiksowany na jednym temacie, próbuje pokazać palące problemy współczesności etc., czy raczej jest zręcznym manipulatorem mającym na celu wyłącznie odniesienie komercyjnego sukcesu oraz stworzenie – atrakcyjnego przecież dla pisarza – image’u pisarza-skandalisty i intelektualisty? Takie pytanie rodzi się w związku z upartym eksploatowaniem tematu oraz pisaniem na tę samą modłę, która przyniosła sukces pierwszej książce. Co dla pisarza samo w sobie nie musi być złe, gdyż, gdyby rzeczywiście był w pełni zintegrowany z głoszonymi przez siebie poglądami, należałoby mu współczuć. Takie działanie musiało się jednak obrócić przeciwko niemu i dobra koniunktura zaczyna się wreszcie kończyć. Jest on coraz częściej krytykowany niż podziwiany i staje się przedmiotem złośliwych dociekań dziennikarzy, którzy demaskują jego wykreowany wizerunek.
Szkoda. Houellebeqowi bowiem nie sposób odmówić talentu literackiego, łatwości pisania, pomysłowości oraz erudycji. Informację o kolejnej wydanej książce Houellebecqa przyjmę z nadzieją. Jeżeli jednak jej recenzje będą brzmiały podobnie do dotychczasowych („bohater ponosi klęskę, jest rozczarowany codziennością, traci sens życia i w końcu marzy o śmierci”, „powieść pokazuje, że jałowe, puste życie współczesnych trzydziestolatków jest głęboko destrukcyjne”), spokojnie odpuszczę sobie lekturę. No, chyba że będę cierpiała na nadmiar radości życia.
Autoportret pisarza pochodzi ze strony www.houellebecq.info