Dzisiejsze Empiki i salony z prasą to prawdziwe świątynie obfitości. Na półkach kolorowe, błyszczące, bogate magazyny i czasopisma wabią klientów lśniącymi okładkami oraz dodatkowymi gadżetami mającymi zwiększyć ich sprzedaż. Zawartość większości z nich nie jest już niestety aż tak atrakcyjna, niemniej wybór jest ogromny.

Jakże inaczej kilkadziesiąt lat temu wyglądały polskie kioski Ruchu, gdzie wśród gazet codziennych, tygodników, prasy młodzieżowej, kobiecej itd. można było znaleźć zaledwie kilka stałych tytułów. Obecnie większość z nich już nie istnieje lub funkcjonuje w całkiem innej postaci (vide Przekrój, Film czy zawieszona niedawno Filipinka). Wśród nich znajdowała się też półka z pismami zapomnianej już kategorii – a mianowicie prasy satyrycznej, do których zaliczano Karuzelę (łódzki dwutygodnik wydawany od 1957 r. do początku lat 90-tych) oraz elitarne Szpilki. Nie można też zapomnieć o niezwykle popularnych kącikach satyrycznych prowadzonych przez Politykę (istniejąca do dziś rubryka „Fusy, plusy i minusy”) oraz Przekrój (ostatnia strona z niezapomnianym Panem Filutkiem Zbigniewa Lengrena i humorem z zeszytów). Oczywiście jako odbiorcy jesteśmy aktualnie karmieni przez wszystkie media szeroko rozumianą rozrywką, niemniej nie ma dziś na rynku prasowym pisma, które za naczelne zadanie stawiałoby sobie ośmieszanie władzy czy dowcipne piętnowanie obyczajowości i stosunków międzyludzkich.

okładka Szpilek z 1984 r.   Z takim założeniem powstawały wiodące prym wśród czasopism satyrycznych, a obecnie nieistniejące Szpilki. Warto o nich przypomnieć choćby dlatego, że były wydawane przez ponad 50 lat, a na ich łamach ukazały się dzieła całej plejady najlepszych polskich twórców. Każdy młody satyryk marzył o tym, żeby tam właśnie wydrukowano jego tekst, gdyż taki debiut oznaczał najczęściej przepustkę do świetlanej kariery.

Fascynujące były już same początki – etap powstawania pisma. Szpilki założone zostały jeszcze przed II wojną światową, z inicjatywy kilku młodych ludzi związanych z lewicą, chcących założyć pismo satyryczne opozycyjne wobec ówczesnych władz sanacyjnych, mające na celu m.in. krytykę antysemityzmu i faszyzmu. Pierwszym wydawcą był Zbigniew Mitzner, a pierwszym redaktorem naczelnym Eryk Lipiński. Tytuł wymyślił Mitzner, pomimo sprzeciwu Lipińskiego, który – jak wspomina w swojej książce pt. Drzewo szpilkowe – uważał takie „kolczaste” nazywanie pisma z założenia satyrycznego za dość banalny pomysł. Niemniej nazwa przyjęła się i funkcjonowała przez wszystkie kolejne lata działalności gazety. Pierwszy numer został wydany w grudniu 1935 r., tak żeby już w numerze styczniowym 1936 r. można było zaznaczyć, iż pismo ukazuje się na rynku drugi rok i zyskać tym większe zaufanie czytelników. Było ubogie w teksty i ilustracje, ponieważ nie udało się zwerbować zbyt wielu autorów, dodatkowo znajdowały się w nim białe plamy po artykułach usuniętych przez cenzurę. Wszystkie teksty zresztą napisała jedna i ta sama osoba – niejaki Szpula, który ukrywał się pod różnymi pseudonimami (co znów miało na celu stworzenie wizerunku profesjonalnego pisma współpracującego z licznymi autorami). Poza cenzurą młodzi wydawcy borykali się także z problemami finansowymi i lokalowymi. Ratowano się zachęcając czytelników do subskrypcji pisma oraz zamieszczając reklamy, nazywane wówczas ogłoszeniami, informujące o życiu kulturalnym Warszawy – o kinach, teatrach, kawiarniach, ale także reklamujące tak pospolite artykuły jak brzytwy czy krawaty. Niełatwe było też dotarcie do odbiorców w dosłownym sensie, ponieważ w tym czasie monopolistą w zakresie kolportażu był Ruch, który odmówił rozprowadzania Szpilek. Próbowano więc działać poprzez własną sieć dostawców.

   Zanim działalność pisma rozwinęła się na dobre, wybuchła wojna, po której sytuacja diametralnie się zmieniła. Przede wszystkim Szpilki nie były już opozycyjne wobec władz i zaczęły być finansowane przez państwo. Niemniej, dzięki temu, że miały ambicje artystyczne i zgromadziły wokół siebie wspaniałych twórców, prezentowały zawsze wysoki poziom i były bardzo lubiane przez czytelników. Charakter pisma ewoluował zresztą na przestrzeni lat, zmieniali się ludzie tam pracujący, rubryki oraz szata graficzna.

Zajrzyjmy teraz na strony pisma. Podstawę stanowiły oczywiście stałe rubryki, do których czytelnicy byli bardzo przywiązani. Całe lata funkcjonowała „Poczta Szpilek”, w której odpowiadano na listy od ludzi, oczywiście w sposób przewrotny i często złośliwy. Inną popularną rubryką był „Humor zagraniczny”, czyli przedruki dowcipów i rysunków z prasy obcej, co stanowiło w tamtych czasach swoiste okno na świat. W „Gabinecie osobliwości” przedrukowywano gafy i błędy wykryte w innych czasopismach. Znaleźć można było w Szpilkach „Złote myśli” Juliana Tuwima, „Myśli nieuczesane” Stanisława Jerzego Leca, aforyzmy Magdaleny Samozwaniec (rubryka: „Męskie, żeńskie i nijakie”), a także mnóstwo świetnych felietonów (KTT czyli Krzysztofa Teodora Toeplitza, Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, Stefanii Grodzieńskiej), fraszki, anegdoty oraz wiersze (m.in. Jana Brzechwy, Antoniego Słonimskiego). Jeżeli już na łamach gościły takie klasyczne rubryki jak „Sport” czy „Kronika towarzyska”, szybko okazywało się, że wydarzenia były komentowane w specyficzny, dowcipny sposób, wyróżniający Szpilki na tle innych pism. „Porady Szpilek” np. podejmowały dość nietypowe tematy: „Jak być nie będąc”, „Co robić, żeby nic nie robić” czy „Jak dać do zrozumienia”. Żadne prawdziwe pismo satyryczne nie stroni też od rysunków i Szpilki od początku były tygodnikiem ilustrowanym. Tu prezentowali swoje prace m.in. Andrzej Mleczko, Edward Lutczyn, Jerzy Zaruba, Szymon Kobyliński, a z młodszych artystów – Szczepan Sadurski (który teraz prowadzi własną internetową stronę humorystyczną).

stałe rubryki Szpilek

Wyrazem pomysłowości redaktorów Szpilek (i dowodem na to, że praca w redakcji musiała być naprawdę dobrą zabawą) była także edycja licznych numerów specjalnych (np. prima-aprilisowych) i jubileuszowych. Była to oczywiście świetna okazja do tego, żeby wykpić konkurencję. Na tej zasadzie wydano m.in. parodię warszawskiego Ekspresu Wieczornego, Przekroju, a nawet Trybuny Ludu – kopiowano winiety tak, że łudząco przypominały oryginały, a następnie sparodiowano wszystkie stałe rubryki poszczególnych gazet. Jeszcze inny z numerów specjalnych poświęcony został pismom kobiecym (znów specjalna szata graficzna na oko nie do odróżnienia od typowego czasopisma dla kobiet, a w środku… informacje o modzie męskiej, praktyczne porady dla panów w stylu „Jak wyhodować kociaka” oraz spis wybitnych mężczyzn uchodzących do tej pory za kobiety – Joanna D’Arc, Teresa z Kalkuty, etc.). Wśród ciekawszych tego typu egzemplarzy znalazł się też numer sportowy, numer „Tylko dla dorosłych”, szekspirowski, mickiewiczowski, filmowy, a nawet udający Wielką Encyklopedię Ilustrowaną – na pociechę tym, którzy nie zdążyli jej kupić.

   We wspomnieniach Eryka Lipińskiego atmosfera pracy w Szpilkach była odzwierciedleniem tego, co ukazywało się na ich łamach. Zgromadzenie w jednym miejscu tak wielu nietuzinkowych indywidualności owocowało różnymi zabawnymi sytuacjami, satyrycy potrafili bowiem śmiać się z siebie nawzajem. A i samą administrację stać było na niekonwencjonalne zachowanie, np. chowanie się do szafy przed zdenerwowanymi autorami domagającymi się honorariów…

Nic co dobre nie trwa wiecznie i całe przedsięwzięcie pt. Szpilki zakończyło się w końcu w 1994 r. Ich upadek był spowodowany problemami finansowymi – w związku ze zmianami politycznymi i gospodarczymi gazeta przestała być finansowana z publicznych pieniędzy i musiała stawić czoło komercyjnym tytułom, które nagle pojawiły się na rynku prasowym. Jednocześnie uprawianie satyry w nowych warunkach – wolności słowa, gdy otwarcie można było drwić z polityków, musiało przybrać inną formę niż w czasach, gdy dyskretnie mrugało się do publiczności, a ta już śmiała się do rozpuku. Szpilki niestety nie podołały tym wyzwaniom i zostały zlikwidowane, a dwukrotne próby ich reaktywacji nie przyniosły efektu. Ich era bezpowrotnie minęła.

Obecnie nie ma na rynku ani jednej pozycji, która w choć przybliżeniu mogłaby odpowiadać Szpilkom. Dowodem na to, że dziś raczej nie ma miejsca dla tego typu gazety (mimo niewątpliwego zapotrzebowania na satyrę) są nieudane próby stworzenia innych pism stricte satyrycznych, które czasem, niczym efemerydy, pojawiają się na rynku. Nieudane były np. wysiłki czynione przez środowisko krakowskich kabareciarzy (m.in. Krzysztof Janicki, Marek Grabie, Krzysztof Niedźwiedzki), którzy po kolei próbowali stworzyć następujące gazety (dziedziczące po sobie w pewnej części szatę graficzną): Garbusa, potem Joricka, a na końcu Nowy Pompon. Pisma te prezentowały humor na porządnym poziomie, ale żadna z nich nie zagościła dłużej na rynku. Nowy Pompon nawet się podobał i przez 11 miesięcy był sprzedawany w Empikach, ale w końcu i on był zmuszony zawiesić działalność. Obecnie, o czym mało kto wie, stanowi po prostu stronę ukrytą w tygodniku Ozon. I być może to jest właśnie szansa dla satyry w dawnym dobrym stylu – istnienie tzw. kącików satyrycznych w czasopismach o bardziej wszechstronnej tematyce? Tak aby była ona ostatnią stroną pisma, od której zaczyna się lekturę, deserem, a nie daniem głównym?

 

Zobacz też:
Podróże z Muchą i Karuzelą
Była sobie Filipinka