Była sobie Filipinka
Zapytaj kobietę, której lata nastoletnie przypadły na czas peerelu, o Filipinkę, a zobaczysz ten błysk tęsknoty w jej oczach.
Filipinkę czytały niemal wszystkie, znaczna część bardzo lubiła. Oczekiwanie na jej pojawienie się w kiosku należy do wspólnego doświadczenia kobiet polskich, od sześćdziesiątek do trzydziestek.
Wynika to nie tylko z wartości tego pisma, ale i, niestety, z prostej przyczyny ograniczonego wyboru czasopism w tamtych czasach. Pamiętamy i inne gazety młodzieżowe – Jestem, Razem (głównie ze względu na plakaty), Na przełaj, Świat Młodych, Płomyk – te też się czytało, nie były one jednak tak ściśle „dla nas”.
Pomysł założenia Filipinki (nazwa została wyłoniona w konkursie czytelników) powstał w tygodniku Kobieta i Życie, taka potrzeba pojawiała się w listach czytelniczek i ich córek. Przez długi czas obydwa czasopisma były redagowane przez tę samą redakcję.
Dla kogo była Filipinka? Z lektury starszych roczników wynika, że była to gazeta dla dziewczyn myślących, piętnasto-szesnastoletnich i starszych. Taka dziewczyna chce poszerzać swoje horyzonty, czyta książki, chodzi do kina, nie jest jej zupełnie obca poezja, interesuje się światem wokół niej, odkrywa go wchodząc w dorosłość i wiele w nim rzeczy ją uwiera. Myślącej dziewczynie przeszkadza też niesprawiedliwość tradycyjnych podziałów według płci w domu i przyszłej pracy. Trudno mówić o budowaniu świadomości feministycznej w Polsce 20 – 50 lat temu, ale to, że czegoś się w ten sposób nie nazywało, na szczęście nie znaczy, że zupełnie nie istniało.
Jak prawie każda nastolatka jest też oczywiście zainteresowana chłopcami, ciuchami, cierpi z powodu swojej cery, lubi muzykę młodzieżową i często ma kłopoty z rodzicami.
I taka dziewczyna w 1957 roku dostaje swoje czasopismo. Może w nim znaleźć szacunek dla siebie jako partnerki do rozmowy, zainteresowanie i delikatne, czasem stanowcze wskazówki jak sobie poradzić z samą sobą, niepokojami wieku dorastania i wchodzeniem w dorosłość. Jednym słowem – akceptacja, ale bez zbytniej pobłażliwości.
Od pierwszego numeru F. była po stronie swojej czytelniczki. Wychowując ją, często pouczając, stopując jej nierozsądne pomysły, ale mówiąc: lubimy cię, jesteśmy z tobą, rozumiemy, że to trudny dla ciebie czas. Nie wyśmiewamy się, wspieramy, pokazujemy ci, że nie jesteś sama.
O ile wymienione powyżej cechy nastolatki, jej dziewczęcego charakteru niezbyt się zmieniają, to zmienia się świat wokół niej. Inny jest asortyment w sklepach, inna wykładnia historii, technika na innym poziomie, inne oczekiwania społeczeństwa wobec wchodzącej w życie dziewczyny. Zmieniają się też normy dotyczące tego, co wolno – mówić, robić, w co się ubierać.
I Filipinka się zmieniała, nie tracąc istoty swego podejścia do czytelniczki. Przynajmniej w czasach przedkapitalistycznych.
Błyskawiczny i nieobiektywny przegląd starych roczników
Lata pięćdziesiąte. Wciąż jeszcze pojawia się wojna jako punkt odniesienia, czytelny dla wszystkich, oraz jako doświadczenie rodziców.
Dziewczyny potrafią szyć, marzeniem jest posiadanie maszyny, ale F. podaje wiele przepisów na ubrania szyte ręcznie. Tak, tak – szyte ręcznie spódnice. Równie powszechna jest znajomość szydełkowania. Porady praktyczne dotyczą zrobienia ozdób na choinkę, urządzenia sobie kącika do nauki w przeludnionym mieszkaniu o małym metrażu, czy skomplikowanego prasowania spódniczki w fałdy. Ciężka sytuacja mieszkaniowa to również problem braku łazienek. Filipinka namawia, prosi i poucza, by dziewczyny myły się, mimo trudnych warunków.
Można znależć taki czas w ciągu wieczora i poprosić pozostałych domowników, by na kilkanascie minut zostawili kuchnię tylko dla ciebie – prosi redakcja.
Kosmetycznie redakcja radzi: Zamiast cytryny używaj do rąk soku wyciśniętego z utartego rabarbaru. Rezultat identyczny.
Przewijający się, również w późniejszych latach, jest żal dziewczyn z mniejszych miast: Dziewczęta z Warszawy mają moc rozrywek, mogą się chociaż wyżyć w tańcu, iść do teatru, do kina.
Naukę kończy się najczęściej na maturze, ale nierzadko biedniejsze dziewczyny po podstawówce muszą iść do pracy.
Jak we wszystkim w PRL, otwartość i zakres tematów F. zmienia się w zależności od klimatów politycznych. W pierwszych numerach wyraźnie widać falę odwilży.
W recenzji filmu Wajdy czytamy: Na pewno po długim okresie kłamstwa lub przemilczania prawdy o Powstaniu „Kanał” nam nie wystarczy.
Jeszcze jest mało tekstów „obowiązkowych”, o młodzieży radzieckiej i zgniłym zachodzie. Im dalej od odwilży, tym ich więcej. Te świetlane postaci dziewcząt z ZWM, wspomnienia o dzielnych żołnierkach idących ze wschodu na Berlin, o dziewczętach dzielnie walczących w Wietnamie z podłymi Amerykanami – w każdym numerze po kilka tego rodzaju tekstów. Może to tylko teraz szokuje, może gdybym poczytała inne gazety z lat 60, zobaczyłabym, że F. była i tak mało upolityczniona.
Pozwolę sobie tutaj na dygresję – w roczniku ’68 oraz ’76, jak również ’80 (tu do czasu) nie ma najmniejszej wzmianki o wydarzeniach marca, czerwca, czy sierpnia. Po prostu nic się nie wydarzyło.
Już w 1968 roku F. opisuje zjawisko – ciekawe, na ile popularne wtedy w Polsce – au pair. Podobno słowo w tym czasie zdążyło się już spolszczyć na operkę. Trzydzieści lat później Filipinka wciąż udziela porad na ten temat.
W tym samym roku do redakcji napisała Henryka, której sytuację opisano na łamach. Do jej obowiązków należy nauka i gospodarstwo domowe, do jego [brata] tylko nauka. Ona może studiować, on powinien.
Wywołało to burzliwą dyskusję czytelników pod hasłem Równouprawnienie w rodzinie. Pisały dziewczyny i ich ojcowie o tym, jak jest w ich rodzinach. Oskarżenia padały nie tylko pod adresem tradycji czy postępowania mężczyzn w rodzinie, ale i zachowania matek oraz samych dziewczyn: To my pozwalamy z siebie robić służące, to my wykonujemy każde polecenie brata, to my przychodzimy na każde jego zawołanie.
Przeważały w tej ciekawej dyskusji głosy rozsądku i rodzącej się, nienazwanej świadomości feministycznej – podział ról na męskie i żeńskie się nie sprawdza, powinien być sprawiedliwy.
Lata siedemdziesiąte są względnie kolorowe, ze średnią dawką polityczną w duchu propagandy sukcesu, Zachód jednak nie jest już taki zgniły.
W 1980 r. również w Filipince wieje wiatr odnowy, niezbyt może początkowo porywisty. Największe wrażenie sprawiło na mnie 18 ostatnich numerów z roku ’81. Wydaje się, że redaktorzy maksymalnie wykorzystali możliwości wydawania wolnej gazety. Jakby zdając sobie sprawę, że nie może trwać wiecznie taka wolność i trzeba czytelniczkom pozwolić z tego skorzystać, bo nie wiadomo kiedy znów będzie okazja. Nigdy wcześniej ani później F. nie była na tak wysokim poziomie – społecznym, intelektualnym i kulturalnym. Mniejszy format, a treść tak zagęszczona, że te numery zasługują na osobny artykuł.
Przy okazji wprowadzenia stanu wojennego władze zawiesiły wydawanie wszystkich gazet. Ostatni wydrukowany numer F., z datą 13.12.81, nie trafił już do kiosków.
W następnym, z maja 1982, odnośnie tej przerwy i jej przyczyn możemy przeczytać jedynie: Dzień dobry! Znowu jesteśmy. Witajcie i czujcie się jak u siebie w domu. Nie widzieliśmy się prawie pół roku, ale to chyba zupełny drobiazg wobec naszej bardzo starej znajomości.
Później znów jest zgrzebnie, polityka przyczajona głównie w jednej rubryce, Od redaktora – w każdym numerze znajdujemy tekst naczelnej o ważnych wydarzeniach, jak zbliżający sie zjazd partii i tym podobne. Kryzys widoczny we wszystkich poradach. To z lat osiemdziesiątych pamiętamy Mariannę, która radzi jak farbować tkaniny, jak mimo pustych półek w sklepach fajnie się ubierać, co zrobić, kiedy zgubiło się talon na buty (sroga zima, a tu żadnej nadziei na nowe kozaczki. Można jednak zrobić sobie na drutach ciepłe, kolorowe i bardzo modne getry, i założyć je do półbutów).
Pamiętamy też kuchnię, uczącą robić blok czekoladowy i piernik bez miodu.
Muzyka młodzieżowa traktowana była wtedy przez władze jako wentyl bezpieczeństwa dla nastolatków, jest więc i w F. obecna w dużych ilościach – wywiady, fotoreportaże z koncertów, próby opisu Jarocina.
Lata dziewięćdziesiąte to czas, kiedy zawartość gazety może już nie zależeć od Biura Politycznego. Filipinka jest coraz bardziej kolorowa i coraz grubsza. Coraz też więcej w niej nieskomplikowanych quizów, krzyżowek, horoskopów.

Stałym elementem stają się systematyczne porady seksuologa. Jeszcze nie jest to jednak poziom pop-gazetki. To porządne artykuły o pierwszych miesiączkach, ginekologu, dojrzewaniu cielesnym, zagrożeniach ciążą, chorobami etc. Im bardziej komercyjna F., tym bardziej obniża się poziom tych porad.
Teksty z tej dziedziny pojawiały się w Filipince od samego początku. Nie tylko porady, również artykuły, np. o nastoletnich mamach. Bez wątpienia, przez całe istnienie gazety dziewczętom nastoletnim zdarzało się spać z chłopcami i pisać o tym do F. Przemiany obyczajowe widać jednak, nie tyle w czynach czytelniczek, co coraz większej swobodzie w poruszaniu tematu. Ilustracja poniżej – pierwsza notka z lat 60., druga z roku 2006.


Filipinka – tęsknota do młodości
Dla dawnych czytelniczek to gazeta kultowa, od samego początku jednak spotyka się z lekceważącą opinią osób spoza tzw. targetu. Już w piątym numerze, z 1957 r., znajdujemy skargę na audycję radiową Przeglądy i poglądy, w której podtatusiali redaktorzy mówią o gazecie bardzo naiwnej. Wspomina też o tym dawna autorka i redaktorka F. w wywiadzie dla pinezki.pl .
A jaka jest Filipinka w naszych wspomnieniach? Trochę jak w każdych wspomnieniach z przeszłości – to, co było za czasów, kiedy byłyśmy młodsze, wydaje się fajniejsze. Świat wtedy był piękniejszy, życie prostsze, młodzież lepsza od tej obecnej. A że tak się ludziom wydawało od najdawniejszych czasów, oraz że zapomniał wół jak cielęciem był, pamiętamy jakoś dziwnie wtedy, kiedy jesteśmy cielętami. Przeczytajcie lament po F. w Alfabecie pinezki.pl – wspomnienia trzydziestek, nostalgia, żal za bezpowrotnie minionym, przekonanie, że nasza F. była lepsza. Nasze matki zapewne podobnie oceniały F. swoich córek.
Czy mamy np. świadomość tego, że za naszych czasów była to cieniutka (16 stron, w tym okładki) i bardzo zgrzebna gazetka? Na pewno nie jest to najważniejsze wspomnienie.
Niezależnie od zamazującego przeszłość podejścia pamiętamy jednak wszystkie stałe elementy na które się czekało.
Subiektywny przegląd rubryk stałych
Typowe dla F. na przestrzeni lat było podpisywanie tekstów w stałych kolumnach imieniem, które nie zmieniało się, niezależnie od tego, że ewoluował charakter rubryki czy zmieniał rzeczywisty autor.
Lekturę zaczynało się od Filipa. Na ogół była to cała strona, przez jakiś czas pół.
Był czas, że podrubryka Między nami Filipami była drukowana „do góry nogami”, niby po to, żeby czytali ją tylko chłopcy. Jako, że z chłopców niewiele można o ich wnętrzu wyciągnąć, było w Filipie miejsce na humor szkolny, oczywiście listy od czytelniczek, nowe słówka i mnóstwo innych drobnych form.
Po latach wiadomo też, że Filip niekoniecznie był facetem.
Niezwykle istotne w Filipince były listy. W związku z nimi mnóstwo się w piśmie działo. Ankiety, konkursy, zachęcanie do dyskusji. Interwencje w terenie. Znane są przypadki wieloletnich przyjaźni korespondencyjnych redakcji z autorkami. Zdarzało się też, że taką korespondencję po latach podsumowywał artykuł o przypadkach dorosłej już nastolatki. Niektóre korespondentki zostawały autorkami filipinkowymi.
Na listy czytelniczek zakochanych odpowiadała Bożena. Kiedyś oburzona czytelniczka napisała:
Bożena nie jest serdeczna. Czytelniczki, często zrozpaczone, piszą do F. i myślą, że otrzymają dobrą radę, a tym czasem czytają: „radzę ci jak najszybciej o nim zapomnieć”.
Kilka tygodni później zaroiło się od odpowiedzi, że Bożena jest w porządku, a jak listy niemądre, to jakie mają być odpowiedzi. W późniejszych latach w rubryce Poczta Bożeny jest już szersza tematyka, nie tylko kłopoty z chłopcami, ale i rodzicami, czy po prostu nieporozumienia z bliźnimi. Bożena wciąż „nie jest serdeczna”, ale pozostaje rozumna i cierpliwa.
Niezmiennym problemem redakcji F. są listy bez adresu nadawcy.
(red. do Barbary z Kalisza): Narzekasz, że pisałaś do nas już pięć razy i ani razu nie dostałaś odpowiedzi. No więc dlaczego nie podajesz adresu?
Poza wspomnianymi kącikami, był jeszcze bardzo ważny dział z listami – Punkt widzenia, oraz od samego początku Rady dla każdej z Was.
Również w reakcji na listy czytelniczek redakcja opowiada, wciąż od nowa, o procesach zachodzących w ciałach i psychice młodych kobiet, często rozprawiając się z przesądami i stereotypami. To niezapomniana i bardzo pożyteczna kolumna Psyche i Soma.
Uroda jest na ogół bolączką młodej dziewczyny, zbyt często nie podoba jej się własny wygląd – redakcja z troską pochyla się nad trądzikową cerą, uczy higieny, wysyła do lekarza.
O modzie pisała Marianna, ilustrując swoje teksty zdjęciami, często pochodzącymi z zachodnich pism. Pierwsze lata to porady jak coś uszyć samemu. Spódnica, kostium, sukienka, ale też kostium kąpielowy z ręcznika frotte. Czarnobiałe fotki, niezbyt wyraźne, z grzecznie ubranymi i staranie uczesanymi dziewczętami. Z czasem Moda nabrała kolorów, długo jednak była nie tylko poradnikiem jak znaleźć swoj styl, ale i nauką kompromisu między tym co w sklepach, a tym co może wyobraźnia i zręczne ręce.
O tym, jak zadbać o wygląd traktowały nie tylko teksty Marianny, ale też częste porady jak uniknąć błędów w stylizacji. Niżej możecie zobaczyć przykład z lat sześćdziesiątych – „Filipinka przed i po”.

Zdjęcia w Modzie z dużo późniejszych lat (poniżej strony Mody z roku 1989 i 1990), wyglądają już zupełnie inaczej. Marianna bardzo często wykorzystywała do zilustrowania swoich felietonów zachodnie czasopisma, np. Brigitte czy Burdę.


Ulubioną moją formą felietonu w F. była charakterystyczna, krótka historyjka, jakby z życia wzięta, podsłuchana. Napisana przyjemną prozą; z morałem, ale takim, który samemu trzeba odkryć, refleksją niepodaną na tacy. Począwszy Od Anny do Zuzanny już w pierwszych numerach, poprzez cykl Joanna i inni, Co sądzicie o… do rubryki z jabłuszkiem w czasach nastoletnich obecnych trzydziestek. Między innymi felietony Joanna i inni zaowocowały książką Przez dziurkę od klucza, obecną jako podstawowy poradnik w domach wielu byłych dorastających nastolatek.
Podobny w formie, nowelkowy charakter miewały i inne stałe pozycje, np. wspomniane już O mowo ludzka, czy Ada to nie wypada. Zdarzało się to nawet rubryce o gotowaniu. Ta ostatnia pomagała czytelniczce nauczyć się gotować z podtekstem: pozwól mamie odpocząć od kuchni, sama podejmij swoich gości, a czasem i rodzinę. Kuchnia miała swój styl (jak większość tekstów w F.), przepisy podawano często z anegdotą oraz komentarzem do możliwości nabywczych czytelniczki – zwłaszcza w latach osiemdziesiątych. Charakterystyczny był dobór niedrogich i niewymyślnych produktów, z których można wyczarować smakołyki.
Całkiem własny, rozpoznawalny styl miały Towary mieszane. Autorka była wciąż ta sama, a wszystkie pinezki – weteranki filipinkowe są dumne, że teraz współpracuje również z naszą redakcją.
Przez lata F. drukowała opowiadania i fragmenty prozy współczesnej, nie tylko rodzimej. Zapowiadała książki, przeprowadzała wywiady z pisarzami, reżyserami, filozofami, autorytetami różnych profesji.
Wciąż powracał kącik poezji czytelniczek. Stale obecne były też recenzje teatralne i kinowe.
W poszerzaniu horyzontów pomagały czytelniczce teksty z cyklu Ciekawi żyją dłużej, czy Co warto wiedzieć o, a Podpowiednik uczył organizacji czasu, sposobów na naukę i tym podobnych pożytecznych rzeczy. Pojawiały się korepetycje, np. z matematyki jako trudnego, maturalnego przedmiotu. Wiedza przekazywana w formie przyjaznej, okraszona anegdotą, nie przerażała. Często nawet bawiła.
Ciekawi żyją dłużej to najczęściej całostronicowy zestaw ciekawostek, aforyzmów i zagadek na przeróżne tematy. W doborze wiadomości uwidacznia się poczucie humoru, które cechowało Filipinkę od jej początków, na przykład taka oto historia:
Poza tym w każdym numerze były oczywiście „zwykłe” artykuły, nie tylko o młodzieży. Ważnymi jednak tematami była szkoła, stosunki w rodzinie, pierwsza praca, czy studia. Tematem przewijającym się przez lata jest np. „Dlaczego nie lubię WF”. Nie lubi się lekcji WF wciąż z tych samych powodów – ciasnota, brak porządnych szatni, żadnych pryszniców, a dobry nauczyciel WF należy do rzadkości.
Okazjonalnie pojawiały się krzyżówki, czasem horoskopy – astrologii w latach osiemdziesiątych poświęcony był nawet specjalny cykl Antaresa – Tajemnik.
Filipinka specjalizowała też się w akcjach współpracy z czytelniczkami. Początek lat sześćdziesiątych to Latająca Biblioteka F. – ponieważ trudno było wtedy zdobyć wartościowe pozycje, zwłaszcza dziewczętom z małych miejscowości, czytelniczki (z pomocą redakcji) wymieniały się przeczytanymi przez siebie książkami.
Od lat pięćdziesiątych obecny był poradnik o szkołach pomaturalnych i wyższych, który z czasem przerodził się w sławny i nie do przecenienia Bank Informacji Filipinki. Była to baza danych szkół, pełna informacji o warunkach przyjęcia, egzaminach, akademikach i innych przydatnych przyszłemu studentowi wiadomości. Redakcja zorganizowała również samopomoc – studentki pierwszych lat brały pod opiekę nowicjuszki, najpierw radziły maturzystkom, jak poradzić sobie na egzaminie wstępnym, a potem pomagały świeżo upieczonym studentkom zaaklimatyzować się w nowym środowisku.
Jak to się skończyło:
W Wikipedii możemy przeczytać:
Czy to naprawdę charakteryzuje naszą ukochaną F.? Najwyraźniej jest to opis innej grupy docelowej. Kiedy się to zmieniło? Czy już w latach 90, kiedy F. zrobiła się przyjemnie gruba, kolorowa i powoli zaczęly z niej znikać rubryki o książkach? Czy wtedy, kiedy w 1998 odeszła z F. reszta starej redakcji, a gazetę przejął Twój Styl? Czy dopiero, gdy podupadające pismo zostało kupione przez wielkiego niemieckiego wydawcę (2002) i zmieniło się już ostatecznie w klon popowego pisma dla młodzieży?
Wydawanie i wydrukowanie grubej, kolorowej gazety jest drogie. Żeby mogła się ona utrzymać na rynku, musi ewoluować albo w stronę popu i komercjalizacji, albo w stronę niszy (wtedy raczej żegnaj strojna formo).
Wszystko wskazuje na to, że umrzeć musiała. Szkoda, że w taki sposób. Upadając coraz niżej z każdym numerem. Im późniejsze lata dziewięćdziesiąte, tym najwyraźniej niższy wiek docelowych czytelniczek.
Chcącym poznać bliżej dzieje upadku Filipinki, polecam zapoznanie się z pracą Anny Piwowarskiej Trzy oblicza Filipinki, zwłaszcza rozdział 1.3 [niestety, obecnie niedostępna w sieci – dop. z marca 2019 r.]
Nekrolog:
„W dniu 21 kwietnia 2006 roku Wydawnictwo Bauer podjęło decyzję o zawieszeniu wydawania miesięcznika Filipinka. 27 kwietnia do sprzedaży wszedł ostatni, majowy numer magazynu. Wydawca podjął decyzje o zawieszeniu wydawania Filipinki z powodu jej niesatysfakcjonującego rozwoju.
Silna konkurencja w segmencie prasy młodzieżowej, a także wśród magazynów dla młodych kobiet uniemożliwia obecnie wydawanie dwóch zbliżonych tematycznie magazynów: Filipinki i Twista.”
—–
Lista redaktorów, współpracowników, ilustratorów, a tym bardziej osób, które do F. napisały, czy też udzieliły wywiadu zdecydowanie przekracza pojemność powyższego artykułu. Żeby było sprawiedliwie – tym razem bez żadnych nazwisk.
Ilustrowała: summa/pinezka.pl
Zobacz też: F jak Filipinka
Filipinka i nie tylko
Polecamy również:
Była sobie gazeta– artykuł o Szpilkach
Podróże z Muchą i Karuzelą