Alex Żuławski uczestniczył w życiu Pinezki niemal od początku jej powstania. Był autorem wszechstronnym – najbardziej zapamiętamy Go jako autora licznych humoresek (publikowanych w dziale PanTofelek) oraz opracowań historycznych, opartych na zbiorach ze swoich kolekcji monet, pocztówek czy znaczków (można je znaleźć w rubryce To mnie kręci). Niemal wszystko – czy to wspomnienia z podróży, czy opowiania o życiu swojej rodziny – było nacechowane niezwykłym poczuciem humoru.
Dopiero po Jego śmierci dowiedzieliśmy się o tragicznych przeżyciach wojennych, jakie były Jego udziałem. Poniżej udostępniamy artykuł autorstwa Mariana Skwary, który ukazał się w Głosie Pruszkowa (Pruszków to miasto, z którym Alex czuł się związany, mimo emigracji).
Redakcja Pinezki

Pruszkowski patriota z Izraela
Aleksander Żuławski – Rozenblum  1935–2014

18 grudnia 2014, w dniu swych 79 urodzin, zmarł w Hajfie Aleksander Żuławski – Rozenblum, pruszkowianin z pochodzenia, który mimo opuszczenia Polski w 1956 r. nigdy Pruszkowa nie zapomniał, a nawet w pewien sposób uczestniczył w jego życiu. Jego życie odzwierciedla los Polaków żydowskiego pochodzenia, dramat rozdarcia między dwoma tożsamościami, któremu wojna nadała tragiczny wymiar.
Aleksander pochodził ze stosunkowo zamożnej rodziny. W 1937 r. do klanu Rozenblumów należało dziewięć działek po wschodniej stronie ul. Kraszewskiego, w tym trzy zabudowane. Dziadek Gutman Rozenblum prowadził skład opałowo-budowlany na rogu Kraszewskiego i Prusa, gdzie dziś stoi przeszklony budynek. Poza tym należał do niego dom nr 38. Jego syn Marian – czyli ojciec Aleksandra – w 1937 r. postawił trzypiętrową kamienicę czynszową, która dziś jako Kraszewskiego 16 stanowi połowę budynku Urzędu Miasta.
Gutman był znaczącą figurą w żydowskim Pruszkowie, pełnił funkcję przewodniczącego rady pruszkowskiej gminy żydowskiej, a więc ciała pośredniczącego między tą społecznością a administracją państwową. Ojciec Aleksandra był już mocno zasymilowany, używał imienia Marian zamiast wpisanego mu w akcie urodzenia Mordka. Podobnie było z pochodzącą z Łowicza matką Aleksandra, Reginą z domu Knott, która ukończyła polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim.

Ścigani

1_pOlek_Rozenblum_1939.jpg
Fot.1. Olek Rozenblum w 1939 r.

Szczęśliwe dzieciństwo małego Olka skończyło się gdy miał cztery lata. Od zimy 1940/41 zaczął się dramat matki, która całą swoją życiową energię skupiła na jednym celu – ochronie syna przed mordercami w niemieckich mundurach. Większość żydowskich matek tę walkę przegrało. Jest udokumentowane, że w samym Pruszkowie Niemcy rozstrzelali kilka matek razem z dziećmi. A na pewno o wiele większą liczba takich, o których nie zachowały się żadne świadectwa oprócz masowych grobów w kilku punktach miasta.
W czasie okupacji cała rodzina znalazła się w getcie warszawskim – para seniorów Gutman i Judyta, trzy córki z mężami i syn z żoną, czworo wnucząt, razem 14 osób. Z tego  przeżyło sześć – trzy młode kobiety z trojgiem dzieci. Jest to i tak grubo powyżej statystycznego wskaźnika 12 proc. – odsetka polskich Żydów ocalonych z Zagłady. Największą szansę przeżycia mieli ci, którzy jak Rozenblumowie posiadali jakieś środki na kupowanie sobie życia; na jedzenie, łapówki i haracze, a dzięki znajomości języka i kontaktom z Polakami mieli możliwości zakonspirowania się z fałszywymi papierami „po aryjskiej stronie”. Gutman zdążył umrzeć w miarę normalnie w 1941 r. i został pochowany na cmentarzu przy Okopowej. Ojciec Aleksandra został zastrzelony już w getcie. Matka zdołała uniknąć wywózki w czasie Wielkiej Akcji w lecie 1942 r., kiedy wywieziono do Treblinki ćwierć miliona ludzi, ponieważ była zatrudniona w jednym z „szopów”, gettowym zakładzie produkcyjnym. Przy okazji ochroniła syna. Sam Aleksander był dosłownie o kilka kroków od wywózki do Treblinki. Pewnego dnia został zagarnięty wraz z kuzynką w obławie i znalazł się w tłumie pędzonym do wagonów na Umschlagplatzu. To że dwoje trzymających się za ręce sześciolatków zdołało samodzielnie wydostać się z tłumu i wrócić do oszalałych z rozpaczy matek, jest jednym z dziwacznych zrządzeń  losu, które są nazywane cudami i potem opisywane w powieściach.

Po „aryjskiej stronie”

Regina Rozenblum nie czekała na dzień egzekucji, lecz przekupiła strażnika i na przełomie grudnia i stycznia 42/43 wydostała się z getta. Zaczęła się trwająca 28 miesięcy ucieczka przed śmiercią, historia walki dobra ze złem, podłości antysemitów i szmalcowników oraz szlachetności ludzi, którzy mieli odwagę podać pomocną ręki ściganym za pochodzenie. Trzeba było często zmieniać kryjówki. Już z pierwszej kryjówki – w mieszkaniu Trojanowskich, chrześcijańskich krewnych matki – musieli się w pośpiechu ewakuować, ponieważ ktoś z sąsiadów napisał w nocy na drzwiach, że tu są Żydzi. Stanisław Trojanowski wyrobił im fałszywe dokumenty. Odtąd nazywali się Żuławscy. Nota bene córka Trojanowskiego parę lat później urodziła Jacka  Kaczmarskiego, z którym Aleksander ma wspólną babkę.

2_cr_swiad_urodz.jpg
Fot.2. Fałszywe świadectwo urodzenia dostarczone przez Stanisława Trojanowskiego w 1943 r.
Po powstaniu Regina i Aleksander przeszli przez obóz w Pruszkowie, gdzie w odróżnieniu od innych wypędzonych nie szukali znajomych, ponieważ mogłoby się to źle skończyć. Zostali wywiezieni w krakowskie do pewnej wsi, skąd wkrótce musieli się wynosić. Pewnej nocy przyszli uzbrojeni chłopcy z lasu i powiedzieli Reginie, że nie życzą sobie Żydów we wsi. Byli na tyle „w porządku”, że dali im aż 10 dni na znalezienia nowego miejsca. Pojechali do Krakowa szukać człowieka, który miał im pomóc, gdzie znowu otarli się o śmierć. Zapytany o drogę mężczyzna nabrał podejrzenia, że mogą być Żydami i postanowił zaprowadzić ich na policję. Idący z tyłu Aleksander – który miał być dowodem żydostwa – w końcu zrozumiał znaki dawane ukradkiem przez prowadzoną matkę i przy najbliższej przecznicy uciekł co sił w nogach od prześladowcy, błąkał się po mieście aż trafił na dworzec, gdzie kobieta z punktu PCK i trzech kolejarzy – o nic nie pytając – zorganizowali przejazd 9-latka do stacji najmniej oddalonej od ich wsi. Cud zdarzył się jeszcze raz. Następnym pociągiem przyjechała matka. Do wyzwolenia doczekali, cierpiąc skrajny niedostatek, w innej podkrakowskiej wiosce o nazwie Ojrzanów.

Powrót i emigracja

Po powrocie do Pruszkowa małoletni Aleksander został spadkobiercą kilku nieruchomości, które jednak jego matka – jako pełnomocniczka nieletniego – wkrótce za grosze sprzedała, by mieć środki na życie. Sama pracowała jako redaktorka w Warszawie. Mieszkali na ul. Kościelnej róg Komorowskiej. Aleksander skończył szkołę podstawową przy ul. Lipowej, a potem liceum ogólnokształcące TPD przy ul. Kościuszki, matura 1954. Tam zaprzyjaźnił się ze Zbigniewem Kowalewiczem z Komorowa, z którym utrzymywał kontakt do końca życia, na emeryturze  codzienny.

3_crszkola_podst_wycieczka.jpg
Fot.3. Wycieczka klasowa do Torunia na zakończenie nauki w szkole
podstawowej przy ul. Lipowej w Pruszkowie. Olek Żuławski zaznaczony
strzałką.

W 1956 r. Regina podjęła decyzję o emigracji do Izraela. Aleksander nie chciał wyjeżdżać, ale uległ prośbom matki, która sama nie miała szans na dostanie izraelskiej wizy, za to z młodym synem wprost przeciwnie. Zaczynali od ciężkiej pracy w kibucu, potem Aleksander został powołany do odbycia służby wojskowej. W 1960 r. ukończył studia na politechnice w Hajfie i otrzymał dyplom inżyniera mechanika. Później pracował w tym zawodzie aż do emerytury w 2001 r.. W 1964 r. ożenił się rdzenną Izraelitką o imieniu Pnina, z którą miał dwie córki, a później doczekał się siedmiorga wnuków. Całe życie mieszkał w portowej Hajfie, a jako już ustabilizowany człowiek, głowa rodziny, w dzielnicy, która znajduje się na zboczu wymienionej kilkakrotnie w Biblii góry Karmel.

4_cr_Aleksander_z_corkami.jpg
Fot.4. Z córkami – młodsza Dalia i starsza Aviva – na balkonie ich domu na
Karmelu w Hajfie.

Według Zbigniewa Kowalewicza Aleksander do końca życia nie czuł się swojsko w Izraelu, „myślał po polsku”. Zresztą nie jest to zbyt dziwne, emigrując miał już 21 lat, a więc miał już ukształtowaną osobowość. Nie znał języka, nawet jidisz, ponieważ rodzice mówili po polsku. Musiał więc jako już dorosły przyswoić sobie całkowicie obcą kulturę.

5_cr_Hajfa_2002.jpg
Fot. 5. Aleksander w 2002 r. – Hajfa, biblioteka uniwersytecka

Tropiciel pruskovianów

W 1989 r. Aleksander po raz pierwszy odwiedził Polskę, potem jeszcze kilkanaście razy. W czasie jednego z pobytów doprowadził do porządku przewrócony pomnik prababki Sary Rozenblum na cmentarzu przy Lipowej. W 2004 był na zjeździe maturzystów rocznika 1954.

6_cr_zjazd_maturzystow_2004.jpg
Fot. 6. Na zjeździe maturzystów rocznika 1954; Podkowa Leśna 2004

Od młodości Aleksander był zapalonym filatelistą i publikował teksty w polskim miesięczniku  FILATELISTA. Dostępne w internecie spisy treści pokazują, że jeszcze niedawno prawie w każdym numerze tego miesięcznika można znaleźć tekst podpisany A. Żuławski. Publikował także na tematy numizmatyczne, zbierał polskie judaica. Był wyczulony na pruskoviana i rejestrował je wystawiane na aukcjach od Petersburga do Los Angeles. Np. w ubiegłym roku znalazł zdjęcia żołnierzy armii niemieckiej w okolicach dzisiejszej ul. Armii Krajowej, a na miesiąc przed śmiercią przysłał mi zdjęcie wystawionej w Izraelu kartki pocztowej wysłanej w 1941 r. z adresu Pruszków, ul. Hortensji 9, do Brzeżan koło Tarnopola.

Mnie osobiście Aleksander udzielił ogromnej pomocy uczestnicząc w pracach nad książką Pruszkowscy Żydzi. Przetłumaczył z hebrajskiego znaczną część tekstów z księgi pamięci wychodźców z Pruszkowa Sefer Pruszków, oraz znalazł tłumacza tekstów w jidysz. Poza tym wyjaśniał na bieżąco różne kwestie dotyczące żydowskiej kultury i religii.

Aleksander był szlachetnym, życzliwym i inteligentnym człowiekiem. Bardzo bolał go antysemityzm, ale potrafił brać go w nawias w swoim stosunku do Polski i Polaków. Odszedł może już ostatni pruszkowski świadek polsko-żydowskiej historii. Niechaj jego dusza spoczywa w pokoju.

Marian Skwara

Powyższy tekst ukazał się w Głosie Pruszkowa nr 1/2015

 

Pinezkowe teksty Alexa można znaleźć tutaj:
pinezka.pl/pantofelek-archiwum
pinezka.pl/to-mnie-kreci  i  pinezka.pl/to-mnie-kreci-arch

oraz:
Pewna sobota rodziny Żuławskich
Wspomnienia turysty zorganizowanego
Samodzielna małżonka jedzie w świat
Tabgha – kościół cudu Jezusa