Elena Lucrezia Cornaro Piscopia

330 lat temu, 25 czerwca 1678 r. nieprzebrane tłumy zgromadziły się w katedrze w Padwie, by przysłuchiwać się i przyglądać pewnej arystokratce z Wenecji, która zabierając głos w dyspucie z uczonymi i akademikami miała udowodnić, że zasługuje na tytuł doktora filozofii i przyjąć związane z tytułem insygnia. Pierwotnie obronę i uroczystość planowano przeprowadzić w jednej z auli Palazzo del Bo, gdzie mieścił się uniwersytet, jednak uniwersyteckie sale okazały się zbyt małe, by pomieścić wszystkich, którzy chcieli uczestniczyć w tym bezprecedensowym wydarzeniu. Po raz pierwszy w historii tytułem doktorskim miała zostać uhonorowana kobieta – 32-letnia Elena Lucrezia Cornaro Piscopia.

Znajdujący się na terenie starego uniwersytetu w Padwie marmurowy posąg naturalnej wielkości wyobraża Lucrezię Cornaro jako delikatną, szczupłą kobietę w modnej sukni z misternie ułożoną fryzurą. Fresk z sali włoskiej Katedry Nauki (Cathedral of Learning) Uniwersytetu w Pittsburgu przedstawia ją w podobnej, półsiedzącej pozie, otoczoną przedmiotami symbolizującymi dziedziny jej naukowej i artystycznej aktywności: matematykę, astronomię, geografię, filozofię, teologię, poezję, muzykę… Na pierwszy rzut oka wydaje się zatem Lucrezia Cornaro osobą wielce światową. Wrażenie to potęguje fakt, że korespondowała z wieloma wybitnymi osobistościami, m.in. z generałem zakonu jezuitów, kardynałami, przedstawicielami europejskich dworów, z uczonymi reprezentującymi nauki ścisłe i humanistyczne, była obiektem zainteresowania książąt i królów, pisały o niej ówczesne europejskie periodyki (m.in wychodzący do 1672 r. francuski Mercure Galant), a ona sama szybko reagowała na wydarzenia międzynarodowe, takie jak np. zwycięstwo Jana III Sobieskiego pod Wiedniem.

Ale to tylko jedno z jej oblicz. Drugie ukazuje Lucrezię jako wrażliwą, artystyczną duszę, poetkę potrafiącą pisać wzruszające strofy w kilku starożytnych i nowożytnych językach, śpiewaczkę obdarzoną pięknym głosem, utalentowaną instrumentalistkę grającą na lutni, skrzypcach, harfie, klawesynie i klawikordzie, oraz całkiem zdolną kompozytorkę.

Jest też trzecie oblicze Lukrezii, pobożnej benedyktyńskiej oblatki, która jeszcze w dzieciństwie złożyła ślub dziewictwa i dochowała go mimo nacisków ojca, by wyszła za mąż. Jako oblatka prowadziła ascetyczny tryb życia, stosowała wyczerpujące posty, zdumiewała pobożnością i pilnością w studiach nad Biblią, a jednocześnie zajmowała się działalnością charytatywną, przejawiała szczególną troskę o biednych, chorych, opuszczonych. Jej aktywność na tym polu była najbardziej widoczna w ciągu ostatnich siedmiu lat życia: uczona dottoressa równie często jak na sali wykładowej pojawiała się w szpitalach i przytułkach.

Dla wielu Elena Lucrezia Cornaro Piscopia, uczona, pierwsza kobieta, która zdobyła tytuł doktorski, a jednocześnie wielka filantropka, wciąż pozostaje postacią mało znaną. Zadziwiające, że nawet badacze feminizmu, specjaliści od spraw genderowych rzadko przywołują ją w swoich pracach, choć bardzo chętnie wskazują m.in. na Katarzynę ze Sieny, czy Teresę z Avila jako na symbole pewnego rodzaju niezależności i emancypacji kobiet. Tymczasem życiowe wybory Lucrezii Cornaro, także to, że wolała przed śmiercią spalić swoje pisma niż pozwolić, by zostały wykorzystane niezgodnie z jej intencjami, świadczą o tym, że i ona wyrastała ponad przeciętność i postępowaniem swoim zaprzeczała tezom o niższości moralnej i intelektualnej kobiet. Doskonale tym samym wpisała się w trwający w XVI-XVII w. „spór o kobietę”, który – jak wskazuje francuskie określenie tego zjawiska: querelle des fammes – implikował również „skargę kobiet” (por. M. Bogucka, Gorsza płeć. Kobieta w dziejach Europy od antyku po wiek XXI, Warszawa 2006, s. 115). A dzieje jej życia mogły posłużyć za kanwę budujących opowiadań z gatunku femmes fortes czy Gute Weiber.

Lucrezia Cornaro Piscopia

Urodziła się 5 czerwca 1646 r. w Wenecji, w jednym z pałaców nad Canale Grande należących do bogatej i wpływowej arystokratycznej rodziny Cornaro. Z rodu Cornaro, którego korzenie sięgały ponoć starożytności, wywodzili się papieże, kardynałowie, dożowie, nawet królowa, dzięki której do nazwiska Cornaro dodany został człon Piscopia. Piscopia to nazwa majątku, który król Cypru Jakub II w latach 70 XV w. podarował rodzinie żony Cateriny. W rzeczywistości ów „podarunek” okazał się formą spłaty pożyczki zaciągniętej przez króla od teściów.
Zainteresowanie rodziny Cornaro nieruchomościami i handel nimi było powszechnie znane. Przynajmniej od XV w. Cornarowie inicjowali i finansowali budowę pałaców, kościołów, kaplic, wiejskich rezydencji, zatrudniając najlepszych architektów, rzeźbiarzy i malarzy. Poza tym interesowali się wieloma dziedzinami nauki, nic więc dziwnego, że wspierali materialnie i artystów, i uczonych. Ojciec Lucrezii – Giambattista Cornaro postępował podobnie. Jako prokurator św. Marka, urzędnik zajmujący stanowisko tylko o jeden stopień niższe od doży, mógł pozwolić sobie na utrzymanie prywatnej galerii z pracami znakomitych weneckich malarzy – m.in. Tycjana, Veronese, Bassono, oraz ogromnej biblioteki, udostępnianej także publicznie. Znajdowały się tam m.in. dzieła starożytnych pisarzy greckich i łacińskich, w tym pisma Arystotelesa z różnymi komentarzami, opublikowane pomiędzy 1495 a 1515 r. przez weneckie wydawnictwo Aldiusa Manutiusa. Ponadto na półkach można było znaleźć cenne rękopisy greckie i łacińskie, prace dotyczące historii nowożytnej, poezje i dramaty. Oprócz ksiąg bibliotekę wypełniały mapy, globusy oraz różne przyrządy astronomiczne i matematyczne. Giambattista Cornaro był też jednym z pierwszych mecenasów weneckiej Accademia Deflica ufundowanej w 1647 r., rok po narodzinach Lucrezii.

Matka Lucrezii – Zanetta Giovanna Boni – nie pochodziła z arystokracji, prawdopodobnie nie była też formalną żoną Giambattisty Cornaro, choć niektóre źródła podają, że formalizacja ich związku nastąpiła w 1654 r. po złagodzeniu prawa weneckiego. W Wenecji bowiem obowiązywała swoista endogamia – małżeństwa zawierano wyłącznie z przedstawicielami tej samej klasy społecznej. Dostęp do arystokracji, a tym samym do najwyższych urzędów, został poważnie ograniczony już w XIII w. Szlachcicem było się wyłącznie wtedy, gdy oboje rodzice należeli do warstwy zwanej nobili. W 1506 r. powstała nawet „Złota Księga”, w której odnotowywano wszystkie związki małżeńskie zawarte przez szlachtę, co pozwalało sprawdzać „czystość krwi” i utrzymywać synów notabli zrodzonych z „nikczemnych” matek z dala od urzędów należnych prawdziwej arystokracji. Dopiero w 1648 r., gdy Republika Wenecka szykowała się do wojny z Turcją, dostęp do szlachectwa został wystawiony na sprzedaż (por. M. Laven, Dziewice weneckie, Warszawa 2006, s. 61). Skorzystał z tego Giambattista Cornaro i za kilka tysięcy dukatów nabył dla swoich synów szlachecki status. W stosunku do trzech swoich córek nie musiał czynić takiego gestu, ponieważ jego pozycja i majątek czyniły z dziewczynek osoby bardzo atrakcyjne na weneckim „rynku małżeńskim”. Jedna z sióstr Lucrezii – Caterina – wyszła za mąż za wenecjanina z arystokratycznej rodziny Vendramin. Druga, nieznana z imienia, wstąpiła do klasztoru.

Dla dziewcząt urodzonych w szlacheckich domach nie było praktycznie innego wyboru niż wybór pomiędzy życiem małżeńskim a życiem zakonnym. Decyzja należała bardziej do rodziny niż samej zainteresowanej i opierała się na szeroko rozumianej „atrakcyjności” dziewczynki. Brano pod uwagę jej zdrowie i wygląd, liczbę sióstr oraz fundusze, jakie trzeba by zebrać na posag dla męża lub klasztoru. Umieszczenie córki w klasztorze okazywało się tańsze niż zapewnienie jej posagu małżeńskiego, tym bardziej że pomiędzy arystokracją trwała rywalizacja posagowa i wysokość wiana miała być z jednej strony czynnikiem skutecznie zachęcającym kawalerów weneckich do ożenku, z drugiej strony – pozwalała ojcu panny wybrać najbardziej pożądanego ze względu na rodzinne koligacje zięcia.

Oprócz majątku, urody i zdrowia atrakcyjność weneckiej arystokratycznej młodzieży wzrastała wraz z jakością wykształcenia. Patrycjusze kształcili więc zarówno swoich synów jak i córki. Przez sześć dni w tygodniu dzieci uczyły się przedmiotów składających się na tzw. studia humanitatis: łaciny, gramatyki, retoryki, historii, poezji, filozofii i etyki, a w niedzielę – podstaw teologii. Do tego dochodziły przedmioty artystyczne: nauka gry na instrumentach, śpiew i taniec. Nauczyciele wywodzili się zwykle z kleru, jednak zdarzały się też osoby świeckie.
Lucrezia Cornaro miała wiele szczęścia; nie tylko szybko dostrzeżono jej talenty, ale zapewniono również warunki, żeby mogła je rozwijać. Pierwszy na jej wielkich zdolnościach poznał się Giovanni Fabris, doktor teologii, znawca Arystotelesa, duszpasterz przy kościele parafialnym św. Łukasza. Tam niemal codziennie miał okazję obserwować Lucrezię, która wraz z opiekunką uczestniczyła w nabożeństwach, a w niedziele poznawała zręby teologii. Duchowny zaproponował ojcu siedmioletniej wówczas dziewczynki, że sam będzie uczył ją łaciny, greki i greckiej filozofii. Otrzymał zgodę i szybko mógł pochwalić się efektami swojej pracy: Lucrezia zrobiła niewiarygodne postępy. Wobec tego jej ambitny ojciec sukcesywnie zatrudniał dla niej innych znakomitych nauczycieli, wskazywanych przez Fabrisa, m.in. Luigiego Gradenigo, który uczył greki nowożytnej, rabiego Shalamę Abbroffa jako nauczyciela języka hebrajskiego i aramejskiego; później do grona nauczycieli dołączył jezuita Carlo Vota znawca starożytnej literatury pogańskiej. Można się domyślać, że lekcje hiszpańskiego i francuskiego prowadzili Hiszpanie i Francuzi, skoro angielskiego uczył Brytyjczyk – Aleksander Anderson. Ponadto Lucrezia zgłębiała tajniki matematyki, geografii, fizyki i astronomii pod okiem znakomitych uczonych tego czasu. Profesor filozofii, Carlo Rinaldini, który stał się później jej promotorem, wspominał w jednym z listów, że młoda – nastoletnia – „piękna jak anioł” Lucrezia jest już wystarczająco wyedukowana w tych naukach, a w innym miejscu podziwiał jej swobodę w posługiwaniu się greką, łaciną, hebrajskim. francuskim, angielskim i hiszpańskim. Znajomość tych języków i dodatkowo jeszcze arabskiego dawała jej prawo do tytułu Oraculum Septilingue, czyli mistrzyni mowy w siedmiu językach.

Warto zauważyć, że już pierwsze spotkanie Rinaldiniego i Lucrezii Cornaro, dość nietypowe, wywołało niekłamany podziw profesora dla erudycji i elokwencji dziewczyny. Uczony odwiedził wspaniałą bibliotekę ojca Lucrezii, by przestudiować pisma Archimedesa w poszukiwaniu odpowiedzi na dręczące go pytania. Pochłonięty własnymi myślami nawet nie zauważył, że do biblioteki weszła młoda dziewczyna, dziewczynka prawie, i wygłosiła cały wykład na temat teorii Archimedesa. Profesor zaniemówił i dopiero po dłuższej chwili zapytał dziewczynkę o imię. „Elena” – brzmiała odpowiedź.

Wykształcenie, jak wspomniano, obejmowało też niektóre dziedziny sztuki. Lucrezia, obcująca od dzieciństwa z dziełami najwybitniejszych malarzy i rzeźbiarzy znajdującymi się w rodzinnej galerii, szybko zaczęła uchodzić za znawczynię sztuk plastycznych. Bardziej jednak interesowała się muzyką. W pałacu Cornaro zamieszkała więc organistka Maddalena Cappelli, której powierzono muzyczną edukację Lucrezii, a która później stała się długoletnią przyjaciółką swojej uczennicy. Drugim znakomitym nauczycielem był Carlo Grossi – również organista, a ponadto kompozytor i śpiewak, który doceniając sopranowy głos Lucrezii zadedykował jej cykl utworów Sacre Ariose Cantate na głos i basso continuo. Pannę Cornaro często proszono, by uświetniła swoimi występami instrumentalnymi i wokalnymi przyjęcia wydawane przez jej ojca. Goście mogli wtedy usłyszeć jej grę, śpiew, oraz jej własne kompozycje do jej własnych wierszy.

Mimo naprawdę dobrej orientacji w naukach ścisłych i talentu muzycznego, Lucrezia najbardziej pasjonowała się językami, filozofią i teologią. Mając 16 lat, pod kierunkiem franciszkanina Felice Rotondi, profesora teologii z uniwersytetu w Padwie, rozpoczęła studia nad greckimi i łacińskimi pismami Ojców Kościoła. Szczególną estymą darzyła Bazylego oraz Jana Chryzostoma. Znajomość języków biblijnych pozwoliła jej czytać Stary i Nowy Testament w oryginale i przeprowadzać egzegezę tekstu. Nie uszło to uwagi jej ojca, który wspierał ją, umożliwiał naukę na coraz wyższym poziomie i podsycał jej ambicje. Nie było to działanie bezinteresowne, Giambattista Cornaro miał w tym swój ukryty cel. Dziewiętnastolenia Lucrezia uchodziła za jedną z najlepiej wykształconych i najbardziej uczonych kobiet w ówczesnej Europie. Nic dziwnego, że budziła zainteresowanie i podziw, co napawało dumą jej ojca.
Duma wzrosła przeradzając się niemal w pychę, gdy w 1665 r. Johann Heinrich Hottinger zadedykował Cornerowi – ojcu tak wspaniałej córki – 6 tomów swojej Historia ecclesiastica. Pałace rodu Cornaro stawały się świadkami uczonych dysput. Do Wenecji zjeżdżali uczeni, politycy, dostojnicy kościelni, aby spotkać się z młodą erudytką, wysłuchać jej opinii, a czasem tylko po to, by przekonać się, czy wieści o niej nie są przesadzone. Z taką misją sam Ludwik XIV wysłał do Wenecji kardynała d’Estrees. Mając trochę ponad dwadzieścia lat Lucrezia była proszona przez towarzystwa naukowe o wygłaszanie łacińskich na ogół mów na najróżniejsze tematy, od matematyki począwszy, poprzez astronomię, filozofię, etykę, na kwestiach politycznych kończąc. Dyskusje często przenosiły się na papier, co zaowocowało ożywioną korespondencją przede wszystkim z ludźmi nauki i Kościoła, ale też z politykami i artystami. Niekiedy wymiana listów była jedyną formą kontaktu, najczęściej gdy młoda erudytka wysyłała swoje teksty do publikacji. Na tych spotkaniach i wymianie korespondencji korzystały obie strony. Lucrezii pozwoliły nabrać doświadczenia, swobody i biegłości w prowadzeniu filozoficznego dyskursu.

Powszechną praktyką stosowaną wobec dziewcząt w wielu 7-20 lat było oddawanie ich do szkoły przyklasztornej, gdzie uczyły się m.in. prowadzić gospodarstwo domowe, co miało być przydatne w późniejszym małżeńskim lub zakonnym życiu. Lucrezia Cornaro trafiła do takiej szkoły mając 11 lat; po kilku miesiącach wróciła do domu zniechęcona „zgiełkliwą atmosferą” miejsca, które powinno kojarzyć się z wyciszeniem i kontemplacją. Zgiełkliwość nie mogła być tylko subiektywnym odczuciem Lucrezii, skoro już pod koniec XVI w. wizytator klasztoru Santa Maria zanotował, że dziewczęta oddane na naukę do klasztoru zakłócają w poważnym stopniu tutejszy ład i porządek (…) Na dodatek niektóre przetrzymywane są przez panny nowicjuszki w ich własnych celach i tam sypiają, chodzą w kółko po dormitorium, jak im się podoba, błąkając się tam i siam. Grają też w karty jak noc długa, co jest skandaliczne (za: M. Laven, dz. cyt. s. 120). Mimo niewielkiej wartości edukacyjnej, pobyt w klasztorze okazał się dla Lucrezii brzemienny w skutki. To właśnie wtedy, jako jedenastolatka, złożyła sekretne przyrzeczenie zachowania dziewictwa przez całe życie.

Inteligentna, bogata, a przy tym niebrzydka dziewczyna stanowiła bardzo dobrą partię, nic dziwnego, że ledwie skończyła 19 lat, ojciec chciał wydać ją za mąż. Zaaranżował już nawet jedno małżeństwo, nie informując o tym córki, nie spodziewał się bowiem żadnego sprzeciwu. Tymczasem Lucrezia wyznała, że bardzo poważnie myśli o wstąpieniu do klasztoru, mimo niezbyt zachęcających doświadczeń z dzieciństwa. Zapewne idealizowała życie mnisze, myśląc, że za klasztornym murem będzie mogła rozwijać się duchowo i intelektualnie. Jednak w XVI/XVII w. klasztory nie były już takimi oazami nauki i twórczej myśli jak wcześniej. Zaważyła na tym reforma trydencka. Wprowadzono regulaminy, ograniczenia i zakazy, które miały służyć doskonaleniu osobistej pobożności mniszek. Z częścią wymogów pobożna z natury i skromna Lucrezia mogłaby się pogodzić. Sama zresztą od dawna praktykowała styl życia podobny do klasztornego, uczestniczyła w zakonnych modlitwach i nabożeństwach, pokutowała i umartwiała się stosując rygorystyczne posty, co nie pozostało bez wpływu na jej zdrowie. Trudniej byłoby jej zaakceptować ograniczenie kontaktów ze światem zewnętrznym. Dotyczyło to nie tylko spotkań ze znajomymi czy przyjaciółmi, ale również kontaktów z rodzinami. Po reformie trydenckiej odwiedziny zakonnic przez członków rodziny zostały utrudnione przez skrócenie czasu wizyty i zaostrzenie zasad korzystania z rozmównicy. Krewni płci męskiej musieli mieścić się w ściśle określonym „stopniu pokrewieństwa” (M. Laven, dz. cyt., s. 109). W takich warunkach Lucrezia nie mogłaby spotykać się z jakimkolwiek nauczycielem i kontynuować nauki.
Nie koniec na tym. Wstąpienie do klasztoru groziło ograniczeniem aktywności muzycznej. Dostojnicy kościelni, podejrzewając muzykę o wywoływanie złych emocji, zabronili mniszkom śpiewania kunsztownie skomponowanych hymnów, a także gry na instrumentach (M. Laven, dz. cyt. s. 33). To samo dotyczyło dostępu do lektury, która podlegała ścisłej kontroli. Inspekcje bibliotek klasztornych stanowiły zasadniczą część patriarszych wizytacji, duchowni mieli za zadanie obejrzenie i ocenzurowanie każdej książki znajdującej się w klasztorze. Te, które zyskały akceptację, opatrywali własnym podpisem. Lektury niedozwolone natychmiast usuwano. Nic dziwnego, że wkrótce w klasztornych bibliotekach pozostało niewiele książek. Na półkach królowało dzieło św. Ambrożego O dziewictwie, Jana Gersona Żywoty świętych oraz Naśladowanie Chrystusa i reguła zakonna. (M. Laven, dz. cyt. 34).

Z drugiej strony Lucrezia mogła nie znaleźć w klasztorze tej prostoty życia, jakiej się spodziewała. Jeszcze na początku XVII w. patriarcha Vendramin wizytując weneckie klasztory przestrzegał mniszki z klasztoru Sant’Andrea, żeby powstrzymały się od używania kolorowych tkanin, szczególnie jedwabnych. Polecił nosić długie kwefy i luźne tuniki, a ramiona i piersi przysłaniać welonami. Włosy miały być krótko obcięte, zabronił też fryzowania włosów w loki. Mniszki miały też nosić buty na niskim obcasie, jednakową odzież wierzchnią i bieliznę (M. Laven, dz. cyt., s. 25). Inny patriarcha z kolei ganił zakonnice za noszenie zbyt krótkich habitów, a loki i wymyślne fryzury nazywał „wynalazkiem diabła” (tamże, s. 25). Pod koniec XVI w. siostra Marietta Dolfin z klasztoru San Iseppo została ostro skarcona za noszenie „ozdób, obuwia na wysokich obcasach i jedwabnych pończoch zdobnych złotą koronką” M. Laven, dz. cyt., s. 107).

Łamanie charakteru córek, nieliczenie się z potrzebami, predyspozycjami i uczuciami młodych dziewcząt było standardem w patrycjuszowskich rodzinach. Wiele kobiet cierpiało za klasztornymi murami, równie wiele cierpiało u boku mężów. Oddana wbrew własnej woli do klasztoru w połowie XVII w. Elena Cassandra Tarabotti, znana jako siostra Arcangela, pisała w traktacie o znaczącym tytule Inferno (Piekło): Córki muszą być posłuszne swoim rodzicom tylko w słusznych, a nie w niedorzecznych sprawach, prócz tego w sprawach, które dotyczą własnej woli, każde stworzenie jest obowiązane słuchać jedynie swego Stwórcy. Tak więc ojciec nie ma prawa zmuszać do wyjścia za mąż córki, która pragnie pozostać w stanie panieńskim, ona zaś nie jest zobowiązana ulegać jego woli i dać się zniewolić. Podobnie ojciec nie może przymuszać swojej córki, by została zakonnicą, nie licząc się z jej wolą (M. Laven, dz. cyt. s. 47).