Nie jesteśmy bezpieczni w pochmurne, zimowe poranki, zagrożenie czyha również w upalne, letnie popołudnia. W powietrzu nad naszymi głowami przebiegają skomplikowane reakcje chemiczne, w wyniku których rodzi się potwór naszej cywilizacji – smog.
Nazwa tego zjawiska pochodzi od dwóch angielskich słów: smoke – dym i fog – mgła.

Po raz pierwszy zostało ono zaobserwowane w latach pięćdziesiątych XX wieku w Londynie. Smog londyński lubi typowo angielską pogodę, wspaniale rozwija się w pochmurne, mgliste, bezwietrzne dni. Wówczas zanieczyszczenia, takie jak dwutlenek siarki i pyły, koncentrują się w powietrzu nad miastem. Dwutlenek siarki w wyniku szeregu reakcji chemicznych z występującą w powietrzu parą wodną tworzy kwas siarkowy, stąd inna nazwa tego smogu – smog kwaśny. Stężenia zanieczyszczeń osiągają wartości niebezpieczne dla zdrowia ludzkiego, wywołując duszności i dolegliwości układu krążenia. W 1952 roku smog w Londynie był tak silny, że z jego powodu w ciągu tygodnia na obszarze miasta zmarło ok. 4000 osób, przede wszystkim ludzi starszych, cierpiących na choroby serca i płuc.
Z tym rodzajem smogu trochę już sobie poradziliśmy. Pomogła przede wszystkim zmiana systemów grzewczych w centrach wielkich miast: zastąpienie kotłowni i pieców opalanych węglem przez ogrzewanie gazowe oraz podłączanie całych dzielnic do sieci centralnych. Działania te przyczyniły się do ograniczenia emisji pyłów i dwutlenku siarki. Od lat pięćdziesiątych nastąpiły również duże zmiany na lepsze w technologiach przemysłowych, wprowadzono szereg urządzeń mających na celu ochronę środowiska.

Ale oto nadciąga nowe zagrożenie. W upalne, słoneczne, bezwietrzne letnie dni ulicami naszych miast poruszają się sznury samochodów. Emitowane z ich rur wydechowych tlenki azotu i węglowodory w promieniach słońca reagują ze sobą, w wyniku czego powstają tzw. zanieczyszczenia wtórne: ozon oraz skomplikowane związki organiczne. Mieszanina tych wtórnych zanieczyszczeń powietrza nosi nazwę smogu kalifornijskiego lub smogu typu Los Angeles – od miejsca, gdzie po raz pierwszy został zaobserwowany. Inna nazwa to smog fotochemiczny, gdyż powstaje on na skutek reakcji zachodzących pod wpływem promieniowania słonecznego, zwanych fotochemicznymi. Smog ten zaczyna, niestety, pojawiać się w polskich miastach wskutek ciągle wzrastającego natężenia ruchu samochodów. Stwierdzono, że działa on drażniąco na błony śluzowe w gardle, a także na oczy. Co gorsza, podejrzewany jest również o działanie rakotwórcze. Odpowiedzialność za to ponosić ma szczególnie toksyczny składnik smogu – azotan nadtlenoacetylowy (PAN). Smog kalifornijski szkodzi nie tylko ludziom, niszczy również liście na drzewach oraz przyczynia się do korozji materiałów, np. gumy czy tekstyliów.

Jak się bronić przed tym zagrożeniem? Doraźnie – w upalne letnie dni unikać spacerów w sąsiedztwie ruchliwych ulic i tras komunikacyjnych. Prawdziwym rozwiązaniem problemu mogą być jednak zmiany konstrukcyjne w silnikach samochodów zmniejszające emisję zanieczyszczeń, alternatywne rodzaje paliw czy wreszcie wyprowadzanie ruchu samochodowego poza obręb miast. No i nie zapomnijmy o naszej postawie proekologicznej – gdy tylko możemy zostawmy w domu samochód, wybierzmy raczej środki komunikacji zbiorowej, rower albo własne nogi.