Diamenty i brylanty
Diamenty to, zdaniem Marilyn Monroe, najlepsi przyjaciele dziewczyny. Ian Fleming dodaje, że są wieczne. Według hinduskiej legendy diamenty powstają z pięciu elementów – wody, ziemi, powietrza, nieba i energii, co daje im niezwykłą moc i właściwości. Czym są naprawdę?
Nazwa diament wywodzi się od greckiego słowa „adamas” – niepokonany. Są bardzo odporne na czynniki chemiczne – nie rozpuszczają się w silnych kwasach ani zasadach. Diament jest najtwardszą naturalną substancją na Ziemii. W 1812 roku Friedrich Mohs, profesor mineralogii uniwersytetów w Grazu i Wiedniu opracował 10-stopniową skalę twardości. Składa się ona z 10 minerałów uporządkowanych tak, że minerałem o wyższym stopniu twardości można zarysować minerały o niższych stopniach. W tej skali diament ma twardość 10 – można nim zarysować każdy inny minerał, ale diament można zarysować tylko innym diamentem.
Wbrew nazwie, nie są jednak do końca niepokonane. Mimo niezwykłej twardości diament jest bardzo kruchy. Pliniusz Starszy, który w swojej „Historia naturalis” twierdził, że prawdziwego diamentu nie rozbije się nawet młotem ma zapewne na sumieniu niejeden cenny kamień, który nie przetrzymał takiej próby.
Pod względem chemicznym diament jest czystym węglem, pierwiastkiem-podstawą wszelkiego ziemskiego życia. Co ciekawe, badanie składu izotopowego diamentów ujawniło, że część z nich zawiera węgiel, który wcześniej wchodził w skład mikroorganizmów. Może w twoim zaręczynowym pierścionku tkwią atomy twego odległego prapraprzodka?
Atomy węgla w diamencie ułożone są w ten sposób, że każdy z nich jest otoczony czterema innymi, znajdującymi się w równych odległościach. Atomy najgęściej ułożone są w płaszczyznach ośmiościanu, co sprawia że w płaszczyznach równoległych do ścian ośmiościanu diament ma największą łupliwość. Ośmiościan to najczęściej spotykany kształt kryształów, rzadziej występują dwunastościany, sześciany, czworościany i inne postacie. Kryształy rzadko mają regularny kształt, ograniczony płaskimi ścianami i prostymi krawędziami, zazwyczaj ich ściany są nieco zaokrąglone.
Diamenty powstawały w warunkach bardzo wysokiego ciśnienia, na głębokości ponad 150 km pod powierzchnią Ziemi. Podróż na powierzchnię Ziemi odbyły razem z magmą wydobywającą się z głęboko położonych spękań skorupy ziemskiej. Na powierzchni globu powstaje wówczas stosunkowo niewielki stożek wulkaniczny, poniżej którego znajduje się „komin” wypełniony skałą wulkanicznego pochodzenia, zawierającą uwięzione diamenty. Ten rodzaj skały nosi nazwę kimberlitu (od południowoafrykańskiej miejscowości Kimberly, gdzie w 1870 roku po raz pierwszy odkryto kominy kimberlitowe).
Najstarsze diamenty mają ponad 3 biliony lat – ponad 2/3 wieku Ziemi, ale istnieje i diamentowa „młodzież” mająca mniej niż 1 bilion lat.
Surowy, nieoszlifowany diament jest matowy i bez połysku. Dopiero odpowiedni szlif nadaje mu niezwykłą urodę. Brylant to odpowiednio diament oszlifowany.
Główne czynniki określające wartość i cenę brylantu są ujęte w skrócie jako 4C – carat, colour, clarity, cut (karat, barwa, czystość, szlif). Wielkość diamentów i innych kamieni szlachetnych określana jest w karatach. Nazwa ta wywodzi się od nasion drzewa świętojańskiego (Ceratonia silique), charakteryzujących się bardzo wyrównaną wagą. Przeciętną masę tych nasion, ok. 0,2 grama, przyjęto za jednostkę masy kamieni szlachetnych. Początkowo wartość karata była nieco odmienna w różnych ośrodkach handlowych, aż w 1913 roku wprowadzono jednolity karat metryczny, wynoszący 0,2 g.
Czysty diament jest bezbarwny, ale kryształy zupełnie pozbawione zabarwienia są rzadko spotykane. Zwykle diamenty maja odcień żółtawy, spotyka się także kamienie zielone, czerwone, różowe, niebieskie i fioletowe; występują też diamenty szare i brunatne, w różnych odcieniach. Na ogół zabarwienie obniża wartość diamentu. Wyjątkiem jest odcień bladoniebieski – tzw. kamienie niebieskawobiałe (niem. Blauweiss) są bardzo poszukiwane. Również rzadko spotykane diamenty o wyraźnym zabarwieniu mogą osiągać cenę wyższą niż bezbarwne, są one nazywane diamentami fantazyjnymi (ang. fancy diamond) lub amatorskimi.
Wartość brylantów obniżają wrostki minerałów, wewnętrzne spękania, inkluzje ciekłe lub gazowe. Rodzaj szlifu w bardzo dużym stopniu wpływa na wartość kamienia.
Diamenty szlifowano już w starożytnych Indiach, później we Włoszech, Francji i Holandii. Jednak dawniej stosowane rodzaje szlifu nie pozwalały na wydobycie wszystkich walorów kamienia. Początkowo ograniczano się do zeszlifowania i wypolerowania naturalnych ścian kryształu. Później zaczęto zeszlifowywać jedno z naroży ośmiościanu, wreszcie szlifowano na bocznych ścianach fasetki. Dopiero w XVII wieku wynaleziono szlif zwany dziś brylantowym, nadający brylantom tak charakterystyczny dla nich silny ogień.
Brylant jest podzielony na dwie części: górną – koronę i dolną – podstawę. Przez koronę światło wnika w głąb kamienia, a pawilon działa jak lustro skupiające i odbijające wiązkę światła. W klasycznym szlifie brylantowym korona ma 32 fasetki, a pawilon 24, do tego płaska tafla wieńcząca koronę i równoległa do niej mała tafla na podstawie – w sumie 58 faset.
Surowy diament jubilerski, zanim stanie się brylantem, jest poddawany kilkuetapowej obróbce. Przed rozpoczęciem obróbki kryształu ocenia się jego kształt, czystość (ewentualną obecność i rozmieszczenie inkluzji) oraz barwę i jej jednorodność. Następnie projektuje się odpowiednią obróbkę diamentu. Współcześnie do obróbki diamentów zaprzęgnięto technikę. Urządzenia do tomografii komputerowej diamentów pozwalają uzyskać przestrzenny obraz kamienia, z zaznaczeniem jego wewnętrznych wad, a specjalistyczne programy umożliwiają komputerową symulację przyszłego brylantu, oraz przybliżoną ocenę jego wartości.
Pierwszym etapem formowania brylantu jest takie obłupanie (przełupanie) lub przepiłowanie surowego kryształu, aby uzyskać możliwie największy kamień (lub kamienie, bo na tym etapie diament może być podzielony na kilka części), o jak największej czystości i jednorodności. W celu przełupania kryształ osadza się w specjalnym uchwycie, płaszczyznę przeznaczoną do łupania nacina diamentowym ostrzem, a następnie rozłupuje kamień za pomocą stalowego ostrza i zdecydowanego uderzenia młotkiem. Ostrze jest tępo zakończone i styka się jedynie z brzegami nacięcia, w ten sposób powoduje rozsadzenie kamienia i jego podział wzdłuż płaszczyzny łupliwości. Obłupywanie jest coraz częściej zastępowane przez cięcie, co pozwala zmniejszyć nieco utratę masy diamentu.
Kamień jest następnie oczyszczany kwasem siarkowym i polerowany, dzięki czemu jego powierzchnia uzyskuje diamentowy połysk.
Kolejny etap to formowanie – kształtowanie sylwetki przyszłego brylantu. Osadzony w uchwycie maszyny do formowania kamień jest obrabiany diamentowym ostrzem. Ostatni etap to fasetowanie tarczą polerską wykonaną z porowatego stopu, której powierzchnia zawiera diamentowy pył. Uformowane kamienie podlegają ostatecznemu czyszczeniu przez gotowanie w kwasie siarkowym i są sortowane według kryteriów 4C.
Ocena stopnia czystości brylantu wymaga dużego doświadczenia. Na jej poprawność w dużym stopniu wpływają warunki, w jakich jest dokonywana. Na przykład podkładka, na której bada się kamień, powinna mieć kolor neutralny dla oka, najlepiej biały, natomiast pinceta w której trzyma się kamień (oczywiście, ocenianego kamienia nie należy dotykać palcami) powinna być matowoczarna, co pozwala uniknąć jej odbić w kamieniu. Brylanty ogląda się pod lupą, w około 10-krotnym powiększeniu, w świetle dziennym lub sztucznym o widmie zbliżonym do światła dziennego.
Największy znaleziony dotychczas diament nosił nazwę Cullinan. Znaleziono go w kopalni Premier Mine w Pretorii w 1905 roku. Frederic Wells, superintendent kopalni, który znalazł kamień podczas inspekcji, początkowo sądził, że padł ofiarą żartu i znalazł podłożoną przez dowcipnych kolegów dużą bryłę szkła. Kamień ważył 3106 karatów (621 g). Jego kształt – nieregularnego ośmiościanu z widoczną płaszczyzną odłupania wskazywał, że pierwotnie był on jeszcze większy. Cullinanem nazwano go na cześć Thomasa Cullinana, założyciela Premier Diamond Mining Co.
Kamień został zakupiony przez rząd Transwaalu za 150 tysięcy funtów i podarowany królowi Edwardowi VII z okazji 66. urodzin. Podczas transportu do Londynu diament był strzeżony przez uzbrojonych strażników, a jego podróż obserwowana była przez dziennikarzy i fotografów. W rzeczywistości z wielką pompą podróżowała atrapa, a prawdziwy diament został wysłany pocztą.
Po pocięciu i oszlifowaniu uzyskano z niego 105 brylantów (9 dużych i 96 mniejszych) o łącznej masie 1063,63 karata. Podziału i oszlifowania dokonała amsterdamska firma Asscher Diamond Co. Przygotowania do obróbki kamienia trwały dwa miesiące. Zbadano go pod mikroskopem, starannie zaprojektowano sposób podziału, wykonano też specjalny komplet narzędzi, które miały posłużyć do pocięcia i oszlifowania.
10 lutego 1908 roku Joseph Asscher przystąpił do podziału kamienia. Podczas pierwszej próby przełupania kamienia pękło stalowe ostrze, a diament pozostał nietknięty. Przy drugiej próbie kamień podzielił się dokładnie według planowanej płaszczyzny. Joseph Asscher zasłabł i następne dwa tygodnie spędził w szpitalu. Nic dziwnego, stanął wobec chyba najcięższego zadania, z jakim musiał się kiedykolwiek zmierzyć szlifierz diamentów.
Największe spośród uzyskanych kamieni to Cullinan I, zwany też Gwiazdą Afryki, ważący 520,2 kr (ok.104 g) oraz Cullinan II (317,4 kr) – oba są własnością Korony brytyjskiej.
Wśród brytyjskich klejnotów koronnych znajduje się też inny słynny brylant – Koh-i-Noor. Miejsce jego znalezienia pozostaje tajemnicą. Legenda głosi, że został skradziony Krisznie podczas snu.
Jego pierwszym znanym właścicielem był Babar – założyciel dynastii Wielkich Mogołów. Imperium Mogołów istniało w północnych Indiach od XVI wieku. Pod koniec XVII wieku zaczęło chylić się ku upadkowi. W 1739 roku Persowie pod dowództwem Nadir Szacha najechali państwo Mogołów, dotarli aż do jego stolicy Delhi i złupili je. Nadir Shah nie znalazł jednak wśród skarbów ówczesnego władcy, Mohammeda, słynnego wielkiego brylantu. Miejsce ukrycia klejnotu zdradziła Nadirowi jedna z żon Mohammeda – wyjawiła, że trzyma on brylant ukryty w swoim turbanie. Podczas pożegnalnej uczty Nadir zaproponował Mohammedowi wymianę turbanów, na znak wiecznego braterstwa. Pokonany Mohammed nie mógł odmówić. Nocą, w swojej prywatnej komnacie Nadir wydobył brylant z fałd turbanu i zachwycony jego blaskiem nazwał go „Koh-i-noor” – „Góra światła”.
Wraz z Nadirem brylant powędrował do Persji. Stamtąd trafił do Afganistanu, a następnie do Pendżabu, w ręce maharadży Ranjita Singha. W 1849 roku Brytyjczycy podbili Pendżab i skonfiskowali wszystkie klejnoty ze skarbca. Koh-i-noora miał przechowywać angielski urzędnik, sir John Lawrence. Włożył on pudełko z brylantem do kieszeni garnituru i… zapomniał o nim. Dopiero kilka tygodni później, gdy królowa Wiktoria zażyczyła sobie przesłania brylantu do Londynu, w panice posłał po służącego i zażądał odszukania pudełka. Służący, zdziwiony zdenerwowaniem sir Lawrence’a, przyniósł znalezione w kieszeni garnituru, jak je nazwał, „stare, blaszane pudełko z kawałkiem szkła w środku”.
Szczęśliwie odnaleziony brylant popłynął do Anglii. W 1911 roku osadzono go w koronie sporządzonej na koronację królowej Marii. W 1937 roku kamień przeniesiono do innej korony – wykonanej specjalnie na koronację Elżbiety, żony Jerzego VI, ostatniej cesarzowej Indii.
Niektóre brylanty są uważane za pechowe, przynoszące właścicielom nieszczęście. Szczególnie złą opinię ma szafirowo-niebieski Hope.
W XVII wieku francuski podróżnik Jean Baptiste Tavernier kupił od hinduskiego niewolnika błękitny kamień. Jak o wielu pochodzących z Indii diamentach, tak i o tym mówiono, że pierwotnie był wprawiony w posąg bożka jako jedno z oczu i został skradziony ze świątyni. Tavernier przeszmuglował kamień do Paryża i sprzedał Ludwikowi IV, który kazał go oszlifować. Powstał brylant o wadze 67,5 karata, zwany po prostu „The French Blue” lub „The Tavernier Blue”.
Ludwik ofiarował go pani de Montespan, która wkrótce popadła w niełaskę, a kamień wrócił do monarchy. Dwa pokolenia później Ludwik XVI i Maria Antonina stracili głowy, a „The Blue” zaginął wraz z resztą królewskiego skarbca.
Dwadzieścia lat później, w 1812 roku, John Francillon, londyński jubiler, wspomniał w notatce, że widział niebieski brylant u handlarza diamentów Daniela Eliasona. Mimo że kamień ważył tylko 44,5 karata, Francillon nie miał wątpliwości, że jest to przeszlifowany „The Blue”. W 1830 roku angielski bankier Henry Thomas Hope nabył na aukcji w Londynie niebieski brylant, który odtąd jest znany jako Hope.
Był on jednym z nielicznych właścicieli brylantu, których ominął pech. Ale już jego syna i spadkobiercę opuściła żona, a on sam zbankrutował. Kolejny właściciel klejnotu – Abdul Hamid, sułtan Turcji, został zdetronizowany. Hope’a kupiła bogata Amerykanka, Evalyn Walsh McLean. Znowu ujawnił się złowrogi wpływ brylantu – syn pani McLean zginął w wypadku, rozpadło się jej małżeństwo, a córka zmarła wskutek przedawkowania pigułek nasennych. Po śmierci Evalyn kolekcję brylantów nabył nowojorski jubiler Harry Winston i ostatecznie podarował Hope’a Instytutowi Smithsonian, gdzie znajduje się on do dziś.
Historie słynnych brylantów są często bardzo zagmatwane – istnieją różne ich wersje, a prawda przeplata się z legendą. We wszystkich jednak widać jak diamenty, jak chyba żadne inne szlachetne kamienie, budzą sprzeczne cechy ludzkiej natury. Z jednej strony wrażliwość na piękno, wielkość umysłu, który odkrył ich pokrewieństwo z czarną bryłą węgla, geniusz szlifierza zapalającego w matowym surowym diamencie brylantowy ogień. Z drugiej chciwość, okrucieństwo, zdolność do oszustwa, kradzieży, morderstwa.
Ale to ani ich zasługa, ani wina. One są tylko lustrem.
Grafika: spinelli/pinezka.pl