ilustr. spinelli/pinezka.pl
Nie ma nic bardziej kobiecego niż SZAFA… bo, po pierwsze, kobiecie nieodzowna (ileż marzeń o osobnej, tylko dla siebie! Ile westchnień do garderoby, a nie zwykłej, ikeowskiej, marnej szafy…)

Po drugie – zmienna i niepowtarzalna jak każda z nas (a to biała, a to czarna, zupełnie nowoczesna lub po babci czy ze starej  manufaktury, zdarza się nawet amerykański, światowy  „klozet”!), oraz – co chyba najważniejsze – ma bogate wnętrze! Coś jakby na podobieństwo nasze – nieprawdaż? A w tym wnętrzu, jak na prawdziwą kobietę przystało, piętrzą się… spodnie. Mnóstwo spodni. Par 20 – normalka! Nazwać się „niewolnicą spodni” nie jest wstyd. One po prostu dominują! Są wszelkie odmiany: dżinsy, sztruksy, do fitnesu, do spacerów, do pracy rzecz jasna są też.

To „do pracy”, to w ogóle osobna kategoria – i w wielu przypadkach ma swoją przestrzeń w szafie (klozecie również!). „Do pracy” idą kostiumiki, garnitury, garsonki (mało która dobrowolnie się w nie wbija dla męża, zamiast dla szefa), są też rzeczy weekendowe, miejskie i sportowe. Sportowa elegancja też się znajdzie.

ilustr. spinelli/pinezka.pl

No i kolory! Wiele naszych szaf widziało mnóstwo czerwieni (w odcieniach od wina, przez burgundy, bordo po niuanse śliwkowe), czerni, bieli, grafitów, popieli i beżów. Bardzo klasycznie. Ale są i inne – brązy, zielenie, błękity, róże i cytryny. W tej kategorii wygrywa jednak fluorescencyjna feeria barw i wzorów pewnej letniej sukienki! A propos sukienek, tylko nieliczne się do nich przyznają… A szkoda! Trochę lepiej jest ze spódnicami.

Fantastycznie radzą sobie buty, które niejednokrotnie mają własne szafki, albo anektuje się dla nich szafę męża (trudno…) Bo też jest co do niej włożyć (ot, dla ilustracji: dziewięć par letnich, trzy pary zimowych, sześć par pośrednich, dwie pary wieczorowych,  dopasowanych do sukni, dwie pary adidasów i buty do flamenco). Z ilością butów mierzyć się mogą jedynie torebki, bo mam na ich punkcie świra i lubię dobierać kolorystycznie, a co!

Szafa jest też przygotowana na ekstra wyjścia – a to owinie nas w pierzaste boa, a to zaplącze w obcisły gorset – w zależności od okazji. I towarzystwa. Niezależnie jednak od wszystkiego, a już na pewno od rozmiaru szafy, zwykle okazuje się ona za mała…! Pakowna tylko pozornie! I obnaża nasze słabości – powoduje wyrzuty sumienia („po co mi tyle ciuchów???”), albo, co gorzej, niezrozumienie u partnera. Nie wiem dlaczego mój mąż parska śmiechem, kiedy mówię, że nie mam się w co ubrać?. Redakcja też nie wie. Redakcja myśli, co by tu na siebie włożyć…

Ilustracja: spinelli/pinezka.pl