S jak Super size me
Trzydziestka to trudny wiek dla żołądka – ledwo przyzwyczaił się do befsztyków z sałatą, to już mu się zmienia menu na odtłuszczony nabiał. Dopiero co zaakceptował nabiał, to już – nie ma przebacz – marchewka od rana do wieczora. Przestawia się biedak z Montignaca na Atkinsa, z Atkinsa na „morza południowe”, liczy a to kalorie, a to indeks glikemiczny, zwariować można.
No i on nam wariuje. I zbiera mu się na wspominki. Więc wysyła sygnały do mózgu Trzydziestki, a ona zatapia się w marzeniach.
Och, jakby tak pójść do Pizza Hut i całkiem samodzielnie zjeść całą, caluteńką wielką pizzę – taką ze wszystkimi możliwymi dodatkami. I potrójnym serem. Albo Wieś Maca z frytkami cholesterotwórczymi i dużą colą, wyjaławiającą żoładek. Albo – no nie bawmy się w jakieś eufemizmy, jesteśmy we własnym gronie, nie ma co zgrywać damy – sam ser panierowany z frytkami, straszna bomba kaloryczna, ale jakie pyszności!
W rankingu zakazanych przyjemności mieszczą się także skrzydełka z KFC, żeberka, dostępne w McDonaldsach na zachód od granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej, chipsy, sezamki i blok chałwopodobny, który, jak wieść gminna niesie, jest produkowany z łupieżu. Popić te frykasy można nie tylko colą – och, taki zawężony wybór napojów byłby poniżej godności Trzydziestki! – popić można wodą po ogórkach małosolnych, płynem pozostałym po odsączeniu kiszonej kapusty, a także octem po papryce marynowanej lub grzybkach – no bo w czym grzybki gorsze? Nawet lepsze, bo fajnie się wciąga takie obślizgłe coś. Chlup.
Trzydziestka jest nieodrodną córą swojego narodu, bez względu na to, w jakie strony ją koleje życia zapędzą. A zatem śni po nocach o flakach, kaszance, salcesonie i golonce ze średnio wygoloną skórą. Flaki jednakże stwarzają problemy dość trudne do przejścia dla Trzydziestki, spędzającej pół życia w perfumerii. Mianowicie flaki śmierdzą. Można dywagować bez końca, czy bardziej śmierdzą takie ze zdechłej krowy, czy ze zdechłego kurczaka – zadowalający kompromis w tej kwestii wydaje się niemożliwy do osiągnięcia. Pocieszające jest jednak to, że można dodać dużo majeranku – zawszeć troszkę zapach poprawi.
Trzydziestka szaleje również za słodyczami. Znana jest z tego, że przyciśnięta potrzebą potrafi w środku nocy porzucić męża, dom, dzieci oraz telewizor z Hugh Grantem w środku i gnać w ciemnościach na najbliższą stację benzynową po czekoladę, batoniki o męskich imionach lub słoik nutelli.
Ale tutaj też nostalgiczny żołądek Trzydziestki wtrąca swoje trzy grosze i przypomina o takich rarytasach, jak pańska skórka (produkowana zapewne w porozumieniu z lobby wpływowych dentystów), ciepłe lody – lekko gumowate i nieprawdopodobnie słodkie, wata cukrowa, która, podobnie jak pańska skórka – potrafi dokładnie wypunktować Trzydziestce wszystkie jej zębne ubytki – bezy, a także czekoladki z likierem.
Kulinarne namiętności Trzydziestki nie znajdują zrozumienia w najbliższym otoczeniu, zdarza się, że ludzie się w głowę stukają na wieść, w czym to Trzydziestka gustuje. Bywa jednak, że jeden ze współlokatorów podziela w pełni upodobania Trzydziestki – najczęściej jest to rodzinny pies – i wtedy Trzydziestka czuje się zagrożona, ponieważ pies, z racji umiejętności poruszania się na wszystkich kończynach, często okazuje się szybszy, a nie czując się zobowiązany do przestrzegania towarzyskich konwenansów – nie zwykł czekać, aż go ktoś poczęstuje. Wtedy może wybuchnąć wojna podjazdowa, polegająca na tym, że Trzydziestka i pies podstępem oraz bezczelnością próbują przechwycić i ukryć ulubiony smakołyk.
Autor filmu Super size me żywił się wyłącznie w barach pod szyldem MacDonald’s. Cóż za karygodne spłycenie tematu!