G jak grypa
Przyszła wiosna, a z nią bezmózgie, bezlitosne, bezwzględne wirusy i bakterie. Złośliwość tych drobnoustrojów polega na tym, że gdy cały organizm próbuje cieszyć się wiosną, radość ta skutecznie jest masakrowana przez nadmierną i uciążliwą pracę śluzówki oraz przez salwy gruźliczego kaszlu. Trzydziestka, którą dopadnie ten okrutny stan, próbuje wszelkich domowych sposobów i stara się zwalczyć żerujące na jej organizmie mikroby. Głównie za pomocą starych sprawdzonych metod: miodu, mleka, czosnku lub syropu z cebuli. Kończy się przeważnie na tym, że oprócz paskudnego samopoczucia, dochodzi jeszcze paskudny zapach.
Gdy zawiodą już wszystkie domowe sposoby, Trzydziestka zaczyna skutecznie wspomagać przemysł farmaceutyczny, kupując wszelkie uzdrawiające maści, syropy i pigułki. W ostateczności udaje się do specjalisty.
Wizyta w przychodni zdrowia zdecydowanie pogarsza stan zdrowia i samopoczucie Trzydziestki. Kilka godzin spędzone w poczekalni powoduje poważne zmiany w dotychczasowym myśleniu naszej bohaterki na temat profilaktyki leczniczej. Już wie, że najwyższy czas, aby kontrolować swoje ciśnienie (informacja od pani w żółtym berecie), że należy sprawdzić zawartość cholesterolu (to starszy pan z laseczką), że już dawno powinna zrobić EKG, EEG i jeszcze kilka innych badań, których nazw nie jest w stanie zapamiętać.
Jedyną pociechą w tym przełomowym momencie jest fakt, że poczekalnia w przychodni zdrowia jest jednym z niewielu miejsc, gdzie Trzydziestka może poczuć, że znacznie zaniża średnią wieku (cytat z poczekalni: „Kto z państwa ostatni do gabinetu nr 5? – Ta młoda panienka”).
Po wizycie u lekarza, bądź co bądź pierwszego kontaktu, wspieranie przemysłu farmaceutycznego rusza pełną parą. Na pocieszenie aptekarz wręcza kolorową siateczkę, w którą można zapakować pudełka, pudełeczka i buteleczki pełne bliżej nieokreślonych substancji, mających pomóc w rekonwalescencji.
Chorowanie jest trudniejsze dla Trzydziestki, jeśli posiada wyjątkowo troskliwą i nadopiekuńczą rodzinę oraz przyjaciół. Może bowiem liczyć na to, że:
– jeśli będzie miała zainfekowane gardło i nie będzie mogła mówić, telefon będzie dzwonił co chwilę, bo wszyscy będą chcieli pogadać i dowiedzieć się jak się czuje,
– jeśli położy się do łóżka, zmorzona gorączką, co chwilę będzie musiała z łoża cierpień zejść, bowiem ktoś będzie pukał do drzwi, pytając jak się czuje,
– jeśli w końcu, w chwili skrajnego wyczerpania, wyłączy telefon i nie będzie otwierać drzwi, oddając się cierpieniu w samotności, może spodziewać się serii sms-ów od zatroskanego partnera, który właśnie próbuje się dodzwonić i zapytać jak się czuje!!
Niektóre Trzydziestki w celach leczniczych dodatkowo stosują inhalację lub okłady. Inne preferują grzane wino lub spirytus z miodem, wychodząc z założenia, że jak nie pomoże, to przynajmniej będzie weselej…
A gdy wreszcie pojawia się ten moment, kiedy paskudne choróbsko zaczyna być w defensywie i samopoczucie z dnia na dzień staje się lepsze, natychmiast większego sensu nabiera banalne powiedzenie „obyśmy tylko zdrowi byli…”
Życzmy więc sobie, drogie Trzydziestki, aby owego zdrowia nam nie brakło i obyśmy ZUS do ruiny doprowadziły swoją długowiecznością, a nie długotrwałym i kosztownym leczeniem.
Ilustracja: Marta Sala/pinezka.pl